niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 5: I Watch You Cry, But You Don't See That I'm The One By Your Side.

  Wstałem koło południa z podkrążonymi, czerwonymi oczami, włosami roztrzepanymi na każdy kierunek. Nie miałem majtek ani koszulki. Żeby nie cztery sutki i słodka, ropusza twarz ludzie mogliby mnie pomylić z Harrym. Wyglądałem jak gówno. Nie pamiętam czy sam się rozebrałem, czy brały w tym udział osoby trzecie. Chwyciłem w dłoń leżące na skraju łóżka bokserki i owinąłem się wymiętoloną kołdrą. Miałem ogromnego, ogromnego kaca. Nigdy nie miałem szczególnie mocnej głowy. No cóż, trzeba zwalić to na geny. Cholernie mnie suszyło, choć wcale się nie dziwię. Czym prędzej wyszedłem z capiącego wódką pokoju na dół, gdzie rezydowała Ruth. W drodze do kuchni ujrzałem siostrę siedzącą w salonie. Jadła łyżeczką jakiś sorbet o kolorze dziwnej czerwieni. Westchnąłem cicho, by mnie nie usłyszała. W kuchni od razu podążyłem w stronę lodówki. Upiłem gigantyczny łyk soku jabłkowego. Nim się spojrzałem, napój praktycznie był na dnie. Pustą butelkę odstawiłem do lodówki i wyszedłem na taras. Na dworze było dość ciepło, zza chmur delikatnie świeciło słońce. Usiadłem na ławce i zacząłem obserwować, co się dzieje na dworze. Przed domem przechodziła właśnie pani Brown, która była naszą sąsiadką od wieków. W zasadzie była jedną z pierwszych osób, które mieszkały na naszym osiedlu. Jest miła, choć trochę dziwna. Ale nie ma co się dziwić, ma grubo ponad 80 lat, przeżyła dwie wojny, a nawet w nich uczestniczyła. Plotki głoszą, że rozstrzeliła kilkudziesięciu Niemców pod Northolt w 1940. Nawet nie mogę sobie tego wyobrazić. Uśmiechnąłem się serdecznie w jej stronę, a ona odwzajemniając uśmiech odeszła w stronę centrum miasta. 
  Po dziesięciu minutach sielankowego marnowania czasu pod dom podjechał znany mi samochód. Samochód Zayna. Moje serce zaczęło bić szybciej, ręce zaczęły mi się pocić. Cieszyłem się, że przyjechał. Ba! Byłem wniebowzięty. Czekała mnie jednak mniej miła niespodzianka. Z czerwonego Porshe wysiadł ubrany w najzwyklejszy, jerseyowy t-shirt, dresy i okulary przeciwsłoneczne Harry. Podszedł do mnie nonszalanckim krokiem, z wielkim uśmiechem. Ja również się uśmiechałem, choć w środku byłem nieco zawiedziony.
- Harry! - Wstałem i wziąłem w objęcia młodszego kolegę. Postaliśmy w uścisku jakąś minutę. - Co Ty tu robisz?
- No to żeś mnie przywitał. - Prychnął niby obrażony. Po chwili jednak uśmiechnął się, był wyraźnie czymś podekscytowany. - Ja tu jadę od czterech godzin, a Ty się pytasz co ja tu robię. Ah, zgłodniałem. - Zaczął się głaskać po brzuchu.
- No dobra, chodź do domu, zaraz coś wymyślę. Moje Ty głodne, biedne dzieciątko. - Wyciągałem go za policzki, a ten zaczął mnie bić po rękach.
- Puuuść mnie! - Krzyknął roześmiany. Zrobiłem co chciał chłopak, a następnie szybko weszliśmy do domu. 
  Z lodówki wyciągnąłem 5 jajek, znalazłem jakieś przyprawy i chleb tostowy. Zrobiłem coś a'la tosty francuskie, choć nie nazwałbym tego tostami. To 'coś' wyglądało jak pomarańczowa breja na toście. Osobiście bym tego nie dotknął widelcem, ale Harry był widocznie tak głodny, że pochłonął to w niecałe 2 minuty. Zadowolony wstał od stołu, a ja zaprosiłem go na górę. Gdy otworzyłem pokój fala smrodu po alkoholu rozprzestrzeniła się. Zebrało mnie na wymioty, a kolega zbladł. Od razu po wejściu otworzyłem okno na rozcież i wypryskałem starannie cały pokój aerozolem o zapachu egzotycznych kwiatów. Po minucie w pomieszczeniu zrobiło się całkiem przyjemnie. Hazz siedział już na moim rozwalonym łóżku i przyglądał się wszechobecnemu bałaganowi.
- No co? - Spytałem go wzruszając beznamiętnie ramionami.
- Nic, nic. Widzę, że ostro balujesz. - Stwierdził uśmiechając się uszczypliwie. Uniósł jedną brew ku górze w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
- Nie, no co ty! - Zaprzeczyłem. - Po prostu wczoraj było przyjęcie u mojego starego znajomego. Zaręczył się i mnie zaprosił, tyle. Racja, napiłem się trochę... - Przyjaciel nie pozwolił mi skończyć.
- Trochę?! Kpisz sobie ze mnie? Musiałeś ostro dudnić. Kielich za kielichem. Eh Liam, Liam. - Westchnął kładąc dłoń na moim ramieniu. Uśmiechał się z udawaną troską. - A to przecież Ty jesteś tym, który powinien się zajmować resztą.
- Skończ. - Powiedziałem dosadnie. - Musiałem odreagować.
- Rozumiem - odpowiedział i ponownie usiadł na łóżku.
- No dobra, nieważne. Teraz mów po co tu przyjechałeś? - Starałem się jak najdelikatniej dobrać słowa.
- Dzięki - burknął Harry.
- Przecież wiesz, że nie o to mi chodziło. - Pokręciłem delikatnie głową.
- Zayn się martwił co z tobą, więc mnie tu przysłał. - W pierwszej chwili nie miało to dla mnie kompletnie sensu. Przecież gdyby chciał sprawdzić, czy jest ze mną wszystko okej, to sam by przyjechał. Pozwoliłem Hazzie kontynuować. - Stary, schlałeś się. Podejrzewam, że nie pierwszy raz. Wróć do Londynu. - Jego ton stał się wręcz błagalny.
- Tylko po to przyjechałeś? Żeby zaciągnąć mnie do Londynu? Wybacz, ale nic z tego. Zostaję tutaj. Przynajmniej na razie. Muszę wszystko przemyśleć. - Powiedziałem z powagą w głosie.
- Od myślenia mamy management. Oni już by coś wymyślili na te wasze schadzki z Zaynsterem.
- Jebać ich. Nie chcę być pieprzoną marionetką w rękach kilku debili w markowych garniturach. Jakoś sobie poradzę. - Byłem już lekko sfrustrowany tą sytuacją.
- Pomijając ten nasz management. Przecież on Cię potrzebuje. Siedzi w pokoju, słucha muzyki i nic innego. Kompletnie odciął się od świata. - Kontynuował nieco zasmucony. Widać było, że przejął się sytuacją. 
- Więc niech przyjedzie. Z resztą, zaraz do niego zadzwonię. Albo napiszę sms-a. - Od razu chwyciłem za telefon i napisałem krótką wiadomość do Zayna:

Cześć. Postanowiliśmy z Hazzą, żebyście we trójkę do nas wpadli. I tak mamy wolne. Przyjedźcie jutro. Buziaki, Liam.

- Już. - Powiedziałem kończąc pisać ostatnie słowo. - Wysłane. A teraz poczekaj 15 minut. Pójdę się umyć i przejdziemy się na miasto. - Od razu zauważyłem unoszące się ku górze kąciki ust przyjaciela. Jak wspomniałem, poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic. Następnie umyłem zęby i zrobiłem krótką toaletę. Idealnie wyrabiając się w czasie pomknąłem jeszcze do pokoju, gdzie ubrałem się w koszulę w kratę, brązowe spodnie i Vansy. Harry czekał na dole rozmawiając z Ruth.
- Idziemy Ruttie. Będziemy później, papa. - 'Wysłałem' siostrze buziaczki i wyszliśmy z domu. 
  Droga nie ciągnęła się zbyt długo, z racji tego, że mieszkaliśmy praktycznie w centrum rozrywkowym miasta. Po drodze rozmawialiśmy o chłopakach, nowej płycie, jednak moment później tematem stały się nieprzyjemne rzeczy związane z trasą, wydaniem książki i innymi duperelami. Nie chodzi o to, że nie lubiłem tego. Wręcz przeciwnie. Wolałem to niż bycie architektem lotniczym. To życie bardzo mi odpowiadało, lecz nie mieliśmy zbyt wiele wolności. Zostały nam postawione pewne zadania, które musimy bez względu na nic wykonać w odpowiednim czasie. Z dnia na dzień zdobywamy coraz więcej fanów, co jest rzeczą cudowną, jednak z czasem robi się uciążliwe, żeby nie powiedzieć męczące. Mimo to wszystko, kocham naszych fanów. 
  Będąc w centrum postanowiliśmy się przejść na jakiś shake, gdyż od godziny na dworze słońce zaczęło palić. Znaleźliśmy jakąś niewielką budkę z lodami i różnymi, zimnymi rzeczami. Zamówiliśmy dwa bezalkoholowe mojito i usiedliśmy na sofach ustawionych obok niewielkiego sklepiku. Oczywiście nie 'zamaskowaliśmy' się, więc ludzie nas poznali. Jednak nie podchodzili do nas, co z kolei zdziwiło Harry'ego. W pewnym momencie obok nas przeszła Juliette, siostra Damiena, którą spotkałem wczoraj. Zawołałem ją, a ta na nasz widok od razu podeszła.
- Liam! - Uścisnęła mnie mocno i wycałowała w policzki, na których znalazła się krwistoczerwona szminka.
- Ah, to jest Harry. - Wskazałem chłopaka. Przyjrzałem się jego twarzy, na której jakby momentalnie pojawił się całkiem okazały rumieniec. Pierwszy raz widziałem go takiego. Oczy miał szeroko otwarte, świeciły się jak monety. - A to jest Juliette, siostra Damiena, o którym ci opowiadałem. - Hazza oczarowany podszedł do dziewczyny i niczym dżentelmen ucałował ją w rękę. 
- Miło mi Cię poznać. - Przemówił swoim szarmanckim tonem numer 3, czyli tym najbardziej szarmanckim z wszystkich. W głowie przeanalizowałem, że ta dziewczyna musi być naprawdę wyjątkowa, że Hazza powiedział do niej trójką. W głowie zaśmiałem się. 
  Julie dosiadła się do nas zamawiając to samo mojito. Przyjaciel lustrował ją od góry do dołu, nie mogąc oderwać od blond piękności oczu. Ta jednak zaczęła konwersację ze mną. 
- Jak się czujesz Liam? Wczoraj nie było zbyt ciekawie. - Zaczęła nieco zmartwiona. Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem:
- Nie martw się, już jest w porządku. - Spojrzałem w jej wielkie, niebieskie oczy, a ta odpowiedziała mi niezwykle uroczym uśmieszkiem. Zignorowany i lekko sfrustrowany Harry przejął inicjatywę. Założył nogę na nogę i zaczął się wypytywać o życie Juliette.
- Hm, a więc. Ile masz lat?
- 17 - Odpowiedziała krótko i oschle. Jak widać, nie bardzo przejęła się rozmową z Hazzą. 
- Mmm, wspaniale. Chciałem Ci powiedziesz, że masz nieziemski akcent. Bardzo mi się podoba. - Wymamrotał zafascynowany dziewczyną Styles.
- Oh, dziękuję. Bardzo mi to schlebia. - Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie i zaczęła szperać w telefonie. Zachciało mi się śmiać, gdyż jako pierwsza, może nie dosadnie, ale odmówiła względom największego amanta i flirciarza w zespole.
  Przez kolejne 10 minut siedzieliśmy w nie mówiąc do siebie ani słowem. Wyraźnie zawiedziony Harry wpił się w swojego bezalkoholowego drinka odwracając wzrok od dziewczyny. Ta jednak niespecjalnie się tym przejęła, gdyż wpatrzona była w ekranik swojego telefonu.
- Fajnie się z Tobą rozmawiało Jul, ale musimy już iść z Harrym. - Powiedziałem zmieszany i pociągnąłem chłopaka za rękę.
- Okej, pa. - Pomachała nam na pożegnanie, nawet na nas nie spoglądając. Zrezygnowany Loczek posłusznie wstał od stolika i razem poszliśmy w stronę parku. 
- Jeju, Liam. Chyba się zakochałem. - Powiedział Harry gdy odeszliśmy od Juliette na pewną odległość. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem.
- Znasz ją jakieś 10 minut. No, szybki gracz z Ciebie Styles. - Jak równie szybko powiedziałem o jego szybkim 'romansie', równie szybko dostałem porządnego kuksańca w ramię.
- AUĆ! - Krzyknąłem. - Bolało...
  Obrażony Hazz nic nie powiedział tylko nieco mnie wyprzedził. Z opuszczoną głową powiedział jedynie:
- Idę do domu. Jakby coś, to dzwoń. 
  Byłem zdziwiony zachowaniem chłopaka. Może rzeczywiście poczuł coś do mojej koleżanki? Ale to przecież niemożliwe. Znali się od niespełna 10 minut, a Jul go ignorowała. Jak więc mógł się w niej zakochać, gdy była w stosunku do niego oschła? Odpuściłem sobie dalszych myślowych przepychanek i wyruszyłem do parku, gdzie mnóstwo ludzi, zwłaszcza małych dzieci i staruszków spędzało wolną niedzielę. Znalazłem najbardziej schowaną ławkę, która znajdowała się pomiędzy kilkoma jabłoniami i majestatycznym bukiem. Położyłem się na niej. Chciałem nieco odpocząć, a to miejsce wydawało się być idealne. Nasunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne i przymknąłem powieki. Zasnąłem momentalnie.

  Coś zaczęło smyrać moją nogę. Na początku myślałem, że jakaś wiewiórka znalazła sobie ofiarę, więc kopnąłem ową wiewiórkę. Okazało się jednak, że na moim celem była noga Damiena, który posłusznie siedział i przyglądał się temu, jak śpię.
- Ała. - Syknął sztucznie, co poznałem po jego rozmazanej twarzy. Zdjąłem szybko okulary i przeszedłem do pozycji siedzącej. 
- Szpiegujesz mnie? - Spojrzałem na blondyna.
- Ja? Nigdy. Po prostu lubię przychodzić w to miejsce. Od jakiegoś czasu tylko tu mogę się poczuć swobodnie, wszystkie problemy odchodzą. - Westchnął głośno.
- Problemy? Jakie problemy? Przecież układa Ci się z Susan. - Nie spuszczałem wzroku z wyraźnie zasmuconego chłopaka.
- Wiesz, nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Kocham ją, ale od pewnego czasu coś między nami się psuje. Za każdym razem gdy się kłócimy czuję, że to nie jest ta rudowłosa Suzie, którą poznałem i pokochałem. A ostatnio to wszystko się nasiliło.
- Ostatnio, czyli kiedy? - Spytałem dociekliwie.
- Em, no wiesz. Od czasu, kiedy przyjechałeś, raptem trzy dni. Gdy za pierwszym razem do Ciebie przyszedłem, Susan tak się zdenerwowała, że wyszła z domu. Myślałem, że nie przyjdzie na przyjęcie zaręczynowe. - Powiedział półtonem wyraźnie załamany przyjaciel.
- Ale przecież zachowywała się tak naturalnie. Myślałem, że wszystko jest w porządku. - Trochę skołowany pozwoliłem mówić Damienowi.
- Sus to niezła aktorka. Tą cechę w sumie też odkryłem niedawno. Czasami myślę, żeby to rzucić w cholerę, wyjechać do Stanów i mieć z głowy. Ale nie mogę wyjść na takiego tchórza. Zostawić ją miesiąc przed ślubem? To trochę infantylne. Poza tym, zostawiłbym nie tylko ją. - Twarz blondyna zaczęła nabierać rumieńców. 
- Jak to nie tylko ją? Chcesz mi powiedzieć, że jest w ciąży? - Otworzyłem szeroko oczy, jednak to co usłyszałem, kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Nie, no co ty? Od tych trzech dni nie mogę się na niczym skupić. Wszystko, co razem robiliśmy wraca z każdą minutą spędzoną z Tobą. W nocy przez sen wypowiadam Twoje imię. Nie dość, że moja miłość do Susan osłabła, to ta cząstka we mnie, która zawsze Cię kochała wróciła. - Chłopak spuścił głowę w dół, a ja cały czas przyglądałem się jego ruchom. Kompletnie nie uwierzyłem w to, co przed chwilą usłyszałem. Wstałem z ławki, jednak gdy Damien to zobaczył złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nasze wargi praktycznie stykały się ze sobą. Czułem jego słodką woń na sobie. Moje ciało przeszyło miliony dreszczy, straciłem nad nim kontrolę. Najgorsze, a zarazem najlepsze stało się, gdy blondyn delikatnie wpił swoje usta w moje. Nie chciałem tego, ale jednocześnie tego pragnąłem. Chłopak całował mnie z taką ostrożnością, ale i tak namiętnie, że coś we mnie wybuchło. Ująłem go za policzki i pogłębiłem swoje pocałunki. Po chwili usłyszałem ciche łkanie dochodzące zza buku. Natychmiastowo oderwałem się od czerwonych ust Damiena. Nie wierzyłem własnym oczom. 
- Zayn, to nie tak. - Zacząłem biec za miłością mojego życia, jednak ten był ode mnie szybszy.

______________________________________________________________________


A JEDNAK WRÓCIŁEM :3
Nie wierzę swoim własnym oczom. Te ponad cztery tysiące wyświetleń są kompletnie oszałamiające. 
Coś mnie natchnęło do tego rozdziału i już nie mogę doczekać się, kiedy na blogu pojawi się następny. Obiecuję, że teraz więcej czasu będę poświęcał opowiadaniu i przynajmniej raz w tygodniu będzie pojawiać się rozdział.
Co do tego epizodu. Fabuła zaczęła się zagęszczać, ale to nie koniec moich pomysłów. Kolejny, 6 rozdział będzie się nazywać 'Sweet Revenge'. 
Zapraszam do komentowania i obserwowania mojego bloga, by być na bieżąco.
Pozdrawiam :3
Do usłyszenia Misiaki :* 

UPDATE: NOWY ROZDZIAŁ - 12 KOMENTARZY 

piątek, 26 października 2012

Zawieszam.

Z przykrością muszę zawiesić tego bloga.
Nie mam pomysłów na dalsze rozwinięcie akcji. Brak weny dopadł i mnie.
Choć w sumie nie taki wielki brak weny.
Nie ma tego złego.
Zawieszając tego bloga, zacząłem pisać kolejne opowiadanie.
Niestety (albo i stety) nie będzie tam wątku 1D. 
Będzie ono o dwóch chłopakach, których miłość będzie toksyczna.
Dużo akcji, dużo emocji.
Serdecznie zapraszam :)

http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/
http://x-picking-up-the-pieces.blogspot.com/

Może kiedyś wznowię pisanie tego bloga :)
Do usłyszenia Misie i jeszcze raz was zapraszam na nowe opowiadanie <3

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 4: I Am In Misery.

- Damien? - Stanąłem wryty lustrując chłopaka wzrokiem od góry do dołu. - Co ty tu do cholery robisz?! - Krzyknąłem półtonem, by nie zbudzić reszty domowników.
- Lili, spokojnie. Przecież Cię nie zabiję. Choć w sumie czasami mam na to ochotę. - Uśmiechnął się szarmancko po czym rozsiadł się na moim fotelu stojącym obok biurka. Położył jedną nogę na drugiej i zaczął się we mnie wpatrywać jakbym był jakimś obrazkiem. Cholernie nie lubiłem tego uczucia więc czym prędzej odwróciłem głowę, aby nie spoglądać w oczy chłopaka.
- Mogę znać powód twojego wtargnięcia? Normalni ludzie po północy śpią. - Powiedziałem zirytowanym tonem w tym samym czasie kiedy położyłem się w łóżku.
- Ty do tych normalnych nigdy nie należałeś. - Ponownie uśmiechnął się tym swoim cwaniackim uśmieszkiem po czym zapalił lampkę. Wtedy zobaczyłem Damiena w pełnej okazałości. 
  Nie był już przesłodzonym nastolatkiem z grzywką a'la Bieber i chudymi jak patyki nogami. Teraz był krótkowłosym ciemnym blondynem, co mnie nieco zdziwiło, bo jego naturalny kolor włosów był bardzo ładny. No cóż, ludzie się zmieniają. Chłopak również urósł. Ostatni raz kiedy go widziałem mierzył jakieś 1.70 cm, a teraz był o głowę wyższy ode mnie. Nabrał również nieco masy i nie był wychudzonym patyczakiem, lecz dobrze zbudowanym mężczyzną. Właśnie, ma już chyba 22 lata. W każdym razie te 3 lata diametralnie go zmieniły, na dobre oczywiście. Następnie spojrzałem na jego twarz. Jawił się na niej trzydniowy zarost, uśmiechał się do mnie wystawiając swoje śnieżnobiałe zęby, a w jego ciemnoniebieskich oczach ujrzałem niewielkie iskierki.
- Skąd wiedziałeś, że jestem w Wolverhampton? - Spytałem cały czas lustrując chłopaka wzrokiem.
- Wyglądałem przez okno i zobaczyłem, że pali się u Ciebie światło, więc zgadłem, że przybyłeś odwiedzić stare śmieci. - Stwierdził z delikatnym uśmiechem na twarzy. 
- No jak widać. Wali się u mnie trochę, a tutaj zawszę mogę porozmyślać i mieć przynajmniej nieco spokoju. - Stwierdziłem delikatnym tonem, po czym westchnąłem głośno.
- No tak, słyszałem o wszystkim. Miałem przeczucie, że prędzej czy później się tu zjawisz. A tak a propos jutro masz zaproszenie na przyjęcie u mnie. Poznasz moją narzeczoną. - Spojrzał na mnie nie przestając się uśmiechać. W mojej głowie nagle coś wybuchło i wywaliłem oczy na Damiena.
- SŁUCHAM? NA RZE CZO NĄ? - Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. - Jak to, przecież, przecież... - Zabrakło mi słów. Nie mogłem z siebie niczego wydusić, więc spojrzałem na przyjaciela, który niedługo miał się znaleźć na ślubnym kobiercu. 
- Susan jest cudowna, naprawdę. Zakochałem się w niej na zabój, to kobieta mojego życia. - Zaczął opowiadać o wybrance swojego serca z pasją w głosie. 
- Czekaj czek czek. - Przerwałem chłopakowi. - Ale ty jesteś gejem, przecież byłeś w związkach jedynie z chłopcami. Susan? Damien, co się z Tobą stało?
- Liam, za cholerę nie wiem. Też myślałem, że mogę kochać jedynie chłopców. Gdybyś nie zaczął swojej kariery, zapewne bylibyśmy teraz razem i dobrze o tym wiesz. Ale po twoim wyjeździe wprowadziła się tu Susan, zaczęliśmy się spotykać i zaczęło iskrzyć między nami. I trzy miesiące temu oświadczyłem się jej. - Chłopak ponownie się uśmiechnął, wyraźnie szczęśliwy z wynikłej sytuacji. Znałem go już dobre 10 lat i mimo burzliwego związku był moim przyjacielem. Wstałem z łóżka i podszedłem do chłopaka. Ten jak na polecenie wstał, a ja objąłem go czułym uściskiem. Po minucie odsunąłem się od Damiena i usiadłem naprzeciw niego. 
- Zaskoczyłeś mnie trochę, serio. Nie spodziewałem się tego, kompletnie. Ale cóż, życzę Ci szczęścia z tą Susan. Oczywiście czuję się zaproszony na ślub. - Uśmiechnąłem się delikatnie po czym zacząłem się śmiać.
- Jak najbardziej. W sumie nawet nie mam drużby, więc jeśli chciałbyś... to wiesz. - Spojrzał na mnie błagającym wzrokiem, któremu nie umiałem się oprzeć. 
- Jeszcze się zastanowię. - Nie dałem po sobie poznać, że uległem chłopakowi. Ten spojrzał na mnie ponownie, a ja całkowicie się poddałem.
- No dobrze, dobrze. Zostanę Twoim drużbą. - Uśmiechnąłem się jeszcze raz i przytuliłem chłopaka do siebie.
- Jest jeszcze jedna sprawa. - Zaczął jakby nieco przestraszony. - Bo Susie nie wie o mojej przeszłości, nie wie o tym, że byłem w związkach z chłopakami. No i chciałbym, żeby przynajmniej na razie tak zostało, więc możesz mi obiecać, że się nie wygadasz? - Spojrzałem w jego oczy. Na początku byłem nieco zdziwiony, lecz po chwili przetworzyłem sobie wszystko w myślach.
- Pewnie, że się nie wygadam, ale prędzej czy później powinieneś jej o tym powiedzieć. Wiesz, potem mogą z tego wszystkiego wyniknąć nieprzyjemności. - Powiedziałem poważnym tonem nie spuszczając wzroku z chłopaka.
- Wiem, wiem. Ale na razie nie chcę, żeby o tym wiedziała. Powiem jej po ślubie. - Chłopak spuścił głowę w dół.
- Zrobisz jak zechcesz. - Uśmiechnąłem się. Chciałem być wsparciem dla chłopaka.
- Dzięki Li. - Powiedział wstając z fotela. - Ja już idę, spotykamy się jutro... W sumie to dzisiaj. Więc o 16 u mnie. Papa. - Damien puścił mi oczko i subtelnie zatrzasnął za sobą drzwi. 
  Powróciłem do swojej poprzedniej pozycji i teraz wpatrywałem się w sufit. Na moment zamknąłem oczy, lecz to wystarczyło bym odpłynął w objęcia Morfeusza. 

~ * ~

- Cholera no, Damien. Odstaw mnie na miejsce! - Krzyknąłem zbulwersowany i zacząłem się wyrywać chłopakowi. Choć był bardzo chudy miał dużo siły, co zawsze mnie dziwiło.
- Nie odstawię, bo mi gdzieś uciekniesz i nie będę miał kogo całować. Więc siedź cicho i chodź. - Przytkał mi usta dłonią bym nie mógł już nic powiedzieć. Próbowałem go ugryźć w środkowego palca, lecz moje próby zdały się na nic. Damien otworzył drzwi do swojego pokoju i rzucił mnie na łóżko. Szybkim ruchem ręki zatrzasnął je i zamknął na kluczyk. Po chwili siedział już na moim brzuchu.
- Tak jak już mówiłem, nie puszczę Cię bo mi uciekniesz. - Ta sztuczna minka, kiedy udawał że jest smutny działała na mnie na jakiś sposób. I choć wiedziałem, że udaje to zawsze robiło mi się go szkoda. Niespodziewanie chłopak namiętnie musnął moje usta wtykając język pomiędzy moje wargi. Robił to tak subtelnie, że praktycznie tego nie czułem. Po chwili zszedł z mojego brzucha i położył się naprzeciw mnie nie odrywając swoich ust. Z czasem Damien pogłębił pocałunek czyniąc go bardziej namiętnym. W akcie podniecenia splątałem nasze nogi i przysunąłem ciało do ciała chłopaka tak, że klatką piersiową dotykałem jego klatki piersiowej. Objąłem chłopaka wokół szyi i zacząłem wymieniać z nim serię kolejnych czułych pocałunków. Od środka zaczynałem wybuchać. Chłopak sprawiał, że z każdym kolejnym gestem coraz bardziej się w nim zakochiwałem. Na moment Dam oderwał się od moich ust.
- Kocham Cię Liam. Nikogo nie kochałem tak jak Ciebie. Jeju, tak bardzo się cieszę, że Cię mam. - Uśmiechnął się ponownie muskając moje wilgotne usta.
- Też Cię kocham Misiu. - Wtuliłem się w jego ciało obracając się do niego plecami. Objął mnie w pasie i zaczął muskać po szyi sprawiając, że ciśnienie rosło mi w spodniach. Jedna ręka chłopaka powędrowała właśnie w tamto miejsce. Odruchowo się wzdrygnąłem i zaczerwieniłem. Damien zaśmiał się bezgłośnie i szepnął mi do ucha.
- O, twój Potworek się obudził. - Zamruczał, co sprawiło że jeszcze bardziej się podnieciłem. Nagle poczułem, że przyrodzenie chłopaka również twardnieje.
- Oh, twój Frycek też nie próżnuje. - Zaśmiałem się cicho, a Dam przygryzł delikatnie płatek mojego ucha. Na zewnątrz zrobiło się ciemno, a mi zachciało się spać. Ziewnąłem głęboko na co od razu zareagował chłopak. Zdjął ze mnie koszulkę i okrył mnie kołdrą.
- Śpij Słońce. - Po raz kolejny ucałował moją szyję. Położyłem głowę obok jego klatki piersiowej i zamknąłem oczy. - Dobranoc Kochanie.
- Dobranoc. - Damien zaczął delikatnie przeczesywać moje włosy.

~ * ~ 


Obudziły mnie wdzierające się przez okno promyki słońca. Obróciłem się plecami w stronę okna i włożyłem głowę pod poduszkę, lecz nie było mi dane już zasnąć. Powoli zacząłem podnosić się z łóżka. Odruchowo spojrzałem na zegarek znajdujący się na etażerce. Na elektronicznym ekraniku widniała godzina 13.07. Przeciągnąłem się jeszcze unosząc ręce ku górze, głęboko ziewając. Zszedłem bezszelestnie z piętra. Na dole Ruth oglądała już jakiś serial. Podszedłem do niej od tyłu i przytuliłem ją delikatnie.
- Czeeść. - Powiedziałem jeszcze nieco zaspanym głosem.
- No witam śpiąca królewno. - Siostra zaśmiała się cicho, po czym odwróciła swój wzrok z telewizora na mnie. - Kto był u Ciebie wczoraj w nocy? - Spytała.
- Damien. - Odpowiedziałem krótko. Siostra spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami i otworzyła buzię. - No już, zamykaj buźkę bo ci zaraz mucha wleci. - Uśmiechnąłem się ukazując swoje uzębienie.
- Damien? Damien LaMontagne? - Siostra wciąż była zdziwiona. - Ten gówniarz nawet mi nie powie Cześć w warzywniaku. - W odpowiedzi wzruszyłem jedynie ramionami. - Jak on tu w ogóle wszedł?
- Pewnie nie zamknęłaś drzwi na klucz. - Zaśmiałem się bezgłośnie, a siostra walnęła mnie z otwartej ręki w tył głowy. - Auć. Bolało.
- Miało boleć. - Stwierdziła z zarozumiałym uśmieszkiem. - No i jak było? - Jej ton stał się łagodniejszy. Usiadła na skraju kanapy i zaczęła się we mnie wpatrywać, co de facto doprowadzało mnie do szewskiej pasji.
- Jak było, jak było? Normalnie, pogadaliśmy trochę i dzisiaj znowu się spotykamy. - Powiedziałem siadając obok starszej siostry, a ta znowu zaczęła się wpatrywać we mnie tym wzrokiem, którego szczerze nienawidziłem. - Spokojnie, do niczego nie dojdzie. Ja mam Zayna, a on narzeczoną. 
  Ruth wcinała właśnie jogurt sojowy. Gdy wypowiedziałem ostatnie słowo ta część, którą jadła znalazła się na moich bokserkach. Dziewczyna zaczęła się krztusić, więc zacząłem klepać ją po plecach. Po jakiejś minucie siostra doszła do siebie. Szybko poszła do kuchni po jakąś ścierkę, którą wytarła ów jogurt. Po chwili zaczęła:
- Jak to narzeczoną? To przecież była Twoja wielka miłość. Ej, wałujesz młody. - Uśmiechnęła się cwaniacko, myśląc, że na prawdę ją oszukuję. Przybrałem poważną minę, a ona pokręciła głową z niedowierzaniem. - Cholera, niemożliwe. Jeszcze pamiętam jak latałeś szczęśliwy i całowaliście się pod jabłonią. No i baraszkowaliście w piwnicy... - Siostra nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem. Ja momentalnie stałem się czerwony na twarzy. Nie miałem pojęcia, że Ruth wie o moim pierwszym razie. Spuściłem głowę do dołu. W tym momencie chciałem się zapaść pod ziemię, lecz Ruttie miała z tego świetny ubaw. Niemal tarzała się po ziemi ze śmiechu. 
- Tak, śmiej się z biednego brata, proszę bardzo. - Na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. - Skąd o tym wiesz, no skąd? Przecież rodzice byli w pracy, a Ty z Nicole wyjechałyście na obóz. - Spojrzałem na siostrę z niedowierzającym wzrokiem.
- Otóż ja wróciłam wcześniej z obozu. - Zaczęła siostra. Rzeczywiście, było coś takiego, że Ruth wróciła o kilka dni wcześniej z powodu zatrucia pokarmowego. - Gdy weszłam do domu, wiedziałam, że tam będziesz. No ale zaczęłam Cię szukać i nie mogłam za cholerę znaleźć. Schodząc do piwnicy usłyszałam jęki. - Siostra znowu zaczęła się śmiać. Po opanowaniu się, które zajęło jej kolejne 10 minut kontynuowała. - Ujrzałam Damiena od tyłu i twoje nogi na jego ramionach. Uciekłam szybko i poszłam przenocować do Anny. - Nagle wszystko stało się jasne. Oparłem się o zagłówek znajdujący się za mną i złapałem się za głowę. Teraz to ja nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
- No dobra, i co z tego. - Ledwo opanowałem śmiech. - Byliśmy młodzi, cały świat przed nami. - Zdałem sobie sprawę, jak denny jest ten tekst i znowu zacząłem się śmiać. Po chwili dołączyła do mnie Ruth. Siedzieliśmy jeszcze z pół godziny w takiej rozluźnionej atmosferze, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że muszę niedługo iść na to nieszczęsne przyjęcie. Poinformowałem ją o nim i poszedłem do swojej łazienki odświeżyć się. Prysznic trał jakieś 15 minut, reszta toalety kolejnych 10. Założyłem bordową koszulę, czarne spodnie i brązowe conversy. Ubrany już powędrowałem do kuchni by coś przegryźć. W lodówce znalazłem przyrządzone wcześniej kanapki, które po chwili znalazły się w moim brzuchu. Spojrzałem na zegarek.
- Cholera, zaraz szesnasta. - Powiedziałem sam do siebie. Upiłem niewielki łyk soku i wyszedłem z domu. Droga do domu Damiena nie jest specjalnie skomplikowana, tak więc dojście nie zajęło mi więcej niż 10 minut. Będąc już na miejscu ujrzałem wychodzącą z domu znajomą blondynkę, która była wyraźnie zdenerwowana. Zatrzymałem ją jedną ręką, gdyż jej tempo chodu było zadziwiające. Już wiedziałem, że to Juliette.
- Ej, ej. Słońce, zatrzymaj się. - Zaśmiałem się cicho widzą przestraszoną twarz dziewczyny, która spoglądała na mnie spod byczka. - Nie poznajesz mnie? - Uśmiechnąłem się rozbawiony sytuacją. Nagle na twarzy Jul pojawił się szczery uśmiech. Objęła mnie mocno i wycałowała jak jeszcze nigdy. 
- Liam. Liam Payne. - Z jej buźki nie schodził uśmiech. - Damien dzisiaj wspominał, że masz wpaść. Szkoda, że ja już muszę iść. - Dziewczyna widocznie posmutniała. 
  Ostatnio gdy ją widziałem była niziutka, nosiła aparat na zębach i miała długie, falowane i krukoczarne włosy. Przez dwa lata zdążyła się diametralnie zmienić. Teraz była blondynką mojego wzrostu, z śnieżnobiałym uśmiechem. 
- Czemu już idziesz? - Spytałem dociekliwie.
- Jakoś nie mam ochoty spędzać czasu w towarzystwie Susan. Uważaj na nią. - Przestrzegła mnie dziewczyna. Na wychodne rzuciła: Papa. Do zobaczenia innym razem. i wysłała mi buziaka. Po krótkiej konwersacji przekroczyłem próg domu. Było tam mnóstwo ludzi w moim wieku. Na wprost stał Damien, który zabawiał czterech starszych mężczyzn, lecz gdy mnie zobaczył przeprosił panów i powędrował w moją stronę. Stanął naprzeciw mnie i uścisnął mnie mocno.
- Już myślałem, że nie zaszczycisz nas swoją obecnością, Gwiazdeczko. - Zaśmiał się, lecz momentalnie ucichł po kuksańcu, którego mu zafundowałem i ugodziłem go prosto w ramię. 
- Auć. - Chłopak zrobił smutną minkę, lecz po chwili znowu zaczął się uśmiechać. - Muszę Cię zapoznać z Susie. - Dam był wyraźnie podekscytowany.
- Szczerze mówiąc to też już się nie mogę doczekać. - Uśmiechnąłem się subtelnie. Damien otworzył drzwi od jadalni, w której większością gości były kobiety. W sumie nastolatki. Na całe szczęście chyba nie były fankami One Direction, bo nie spotkałem się z dzikimi piskami czy coś takiego. Podeszliśmy do sofy, która znajdowała się obok okna. Siedziały tam trzy młodziutkie dziewczyny: brunetka, blondynka i ognistowłosa piękność, która na jakiś sposób przyciągała wzrokiem. Zgadywałem, że to właśnie ona była narzeczoną Damiena. 
- To jest Susan - Chłopak wskazał na swoją wybrankę. - A to Liam. - Z uśmiechem wskazał na mnie. Uścisnąłem delikatnie niewielką dłoń dziewczyny, lecz ta przyciągnęła mnie do siebie i objęła delikatnie składając dwa całusy na policzku, które szybko odwzajemniłem. 
- Miło mi cię poznać. - Uśmiechnąłem się szczerze do dziewczyny, która odwzajemniła uśmiech.
- Mnie również, Damien dużo o Tobie opowiadał. - Powiedziała. Dziewczyna wydawała się bardzo miła i ciepła. W głowie jednak siedziały mi słowa Juliette, która powiedziała, żebym lepiej na nią uważał.
  Po chwili Dam ogłosił, że wszyscy przenoszą się do salonu. Za poleceniem pana domu wszyscy wyruszyliśmy do sporego salonu. Tam zaczęła się prawdziwa zabawa. DJ zaczął grać radiowe hity, większość ludzi zaczęła tańczyć w rytmie Ushera. Reszta ludzi zabrała się za alkohol, którego było wiele. Na początek wypiłem 2 piwa, tak zwaną dawkę taneczną. Jakaś brunetka wyciągnęła mnie na parkiet i przetańczyliśmy trzy piosenki. Potem wróciłem do baru, gdzie napiłem się z 6 kieliszków wódki. W głowie mi już wirowało, ale cały czas miałem świadomość co robię i co mówię. Po 22 ludzi ubyło i zostało już może 10, może 20 osób, które w większości upajały się alkoholem. Jedynie Susan i Damien nie byli jakoś szczególnie upici. Jakiś młody chłopak zaczął temat o przyszłych małżonkach. W pewnym momencie powiedziałem coś, czego zacząłem żałować od razu po wypowiedzeniu. Zdradziłem sekret mojego byłego chłopaka. Jeszcze w nocy przysięgałem, że nikomu o tym nie powiem. Po minucie uświadomiłem sobie co właśnie powiedziałem. Wszyscy obecni byli zdziwieni i szeptali lustrując Damiena wzrokiem. Wstałem z sofy i przestraszony wybiegłem w stronę wyjścia. Po wyjściu moje oczy od razu się zeszkliły. W przeciągu kilku sekund zacząłem już płakać. Payne, ty pieprznięty ćwoku. Nie biegłem szybko, gdyż mój organizm wysiadał po kilku głębszych. Nagle usłyszałem swoje imię. Obróciłem się i ujrzałem biegnącego w moją stronę chłopaka. Szykowałem się już na najgorsze, lecz Dam jedynie mnie uścisnął i wyszeptał mi do ucha:
- Liam, Liam. Już cicho. Nic się nie stało, po prostu nieco wyprzedziłeś mój plan. Ale to niczego nie zmienia. Porozmawiam jutro z Susan, będzie dobrze. Zobaczysz. - Uspokoił mnie tym nieco, jednak ciągle przerażała mnie myśl, że coś zepsułem. Ostatnio miałem do tego jakąś dziwną tendencję. 
- Powinieneś chyba już wracać. Jutro się odezwę.
Ze łzami w oczach odszedłem w stronę domu.


AAAAAAAAA. Prawie 1200 wyświetleń i 20 obserwatorów. Misie, jesteście cudowne *-*
Wczorajszego wieczora zacząłem to pisać i wymyśliłem fabułę na przynajmniej 20 kolejnych rozdziałów. Na pewno nie będzie tak różowo, jak mogliście myśleć. Z racji tego, że zaraz rozpoczyna się rok szkolny to pewnie będę więcej pisał, choć następny rozdział nie wiem kiedy napiszę kolejny rozdział. A ten dedykuję Madzi *-* Dziękuję za nagłówek i pomoc przy nowym wyglądzie. No i jeszcze dziękuję Kamili, która również pomogła <3
Właśnie, nowy wygląd. Widać jak to wszystko wygląda. Nowy nagłówek, nowy szablon. Dodałem zakładki z Bohaterami i takie tam :D Moim zdaniem teraz wygląda to o wiele lepiej. 
Do usłyszenia Misie <3

UPDATE: Nowy rozdział = 10 komentarzy :)

piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 3: I Hear Your Voice, It's Like An Angel Sighing.

  Obudziły mnie wdzierające się przez okno promyki słońca, które delikatnie raziły mnie po powiekach sprawiając, że widziałem jaskrawą czerwień, która jednak mnie oślepiała. Czas wstać - mówiłem sobie w głowie jednak ciało, a zwłaszcza nogi odmawiały posłuszeństwa. Odruchowo zasłoniłem oczy ręką i niezdarnie wstałem z łóżka, by od razu pójść zasłonić rolety. Zawsze było tak, że zamiast zasłaniać je na noc, ja robiłem to w dzień. No cóż, kwestia przyzwyczajenia. Pokój automatycznie stał się bardziej zacieniony, zabierając brązową barwę ze ścian, robiąc je bardziej wyblakłymi. 
  Spojrzałem na łóżko, w którym jeszcze spał Zayn. Śniadoskóry chłopak leżał na skraju łóżka, więc groził mu upadek. Jako ten 'najbardziej troskliwy' ostrożnie przesunąłem go na środek łóżka. Starałem się to robić z lekarską precyzją, lecz niestety nie udało mi się to.
- Y, c - c - ooo się dzieje? - Spytał zaspany Zayn. Oczy miał lekko otwarte i wyglądał jak Azjata z części dalekiego zachodu. Jego wygląd rozbawił mnie, co okazałem zabawnym uśmiechem na swojej twarzy. - Gdzie ja jestem? - Spytał z zauważalnym, aczkolwiek znikomym przerażeniem w głosie. Jednak gdy szerzej otworzył oczy jego kąciki ust powędrowały ku górze. Przetarł oczy, a jego uśmiech stał się szerszy, a policzki delikatnie się zarumieniły.
- Mogłeś mnie przenieść w nocy, pewnie chciałeś się porządnie wyspać. - Powiedział z widocznym strapieniem, co było widać po spuszczonej w dół głowie. 
  Ująłem chłopaka za podbródek. Byłem rozbawiony sytuacją, bo Zayn zachowywał się, jakby mnie nie znał. 
- Aleś ty głupi. Żeby mi było niewygodnie, to zapewne znalazłbyś się na tamtej kanapie. - Wzrokiem wskazałem trzyosobową sofę znajdującą się w rogu pokoju, na której znajdowały się rzeczy Zayna. - Ale nie znalazłeś się tam, więc już się nie zadręczaj. Wyspałem się, bo miałem się do kogo przytulić. - Uśmiechnąłem się ukazując szereg swoich zębów i wypuszczając powietrze z nosa. Spojrzałem na niego. Uniósł swoją głowę do góry i na jego twarzy ponownie znalazł się subtelny, ale nieśmiały uśmiech, który działał na mnie jak jakaś magia. Cały Zayn tak na mnie działał. 
  Czemu? Za cholerę nie wiem. Miał w sobie coś, co mnie pociągało. Co pociągało setki tysięcy, a nawet miliony fanek, fanów i nie tylko. Poza tym jego charakter. Jego osobowość również przyciągała jak magnes. Wszyscy mieli go za niegrzecznego chłopca z Bradford, którym w rzeczywistości nie był. Oczywiście miał w sobie niego cząstkę, lecz przy mnie zachowywał się zupełnie inaczej. Jakbym w jakiś sposób miał na niego wpływ. Z punktu widzenia przeciętnej fanki to byłoby niemożliwe. Że niby Bad Boi from Bradford ulega działaniu przyjaciela z zespołu? To jakieś kpiny?
- Trzeba będzie rozważyć częstsze nocowanie w Twoim łóżku. - Uśmiech chłopaka zmienił się diametralnie. Wpatrywał się we mnie z zadziornym wyrazem twarzy.
- To nie jest taki zły pomysł. - Zaśmiałem się bezgłośnie po czym wstałem z łóżka i pokierowałem się w stronę łazienki. - Pójdę pierwszy. - Wchodząc do łazienki posłałem w stronę Zayna zabawny uśmieszek. Wszystko mi nie zajęło więcej niż 10 minut. Przemyłem twarz i dłonie, umyłem zęby, użyłem antyperspirantu, uczesałem się i ubrałem. Wychodząc zauważyłem brązowookiego, który właśnie próbował posprzątać niewielki bałagan. 
- Możesz już iść. - Powiedziałem, zostawiając uchylone drzwi. Chłopak wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Ja w międzyczasie postanowiłem sprawdzić Twittera. Zalogowałem się i to co zobaczyłem... 
  Nie mogłem w to uwierzyć. Na moim profilu znalazły się zdjęcia z wczoraj, gdy byliśmy z Zaynem w parku. Były robione z daleka, jednak widniały na nich nasze sylwetki. Zdecydowana większość fanów uznała te zdjęcia za nieprawdziwe, jednak reszta uznała je za wiarygodne. Następny podział składał się również z dwóch grup: osób tolerancyjnych i homofobów. Niestety w tym wypadku tych drugich było o wiele więcej. Co niektóre komentarze mroziły krew w żyłach. Po przeczytaniu następnych zaczęło mi się kręcić w głowie, delikatnie opadłem na poduszki znajdujące się za mną. Puch znajdujący się w środku odpowiednio zamortyzował upadek. W nieruchomej pozycji przeleżałem jeszcze trzy minuty, a potem znowu spojrzałem w ekran laptopa. Przeczytałem następny z kolei komentarz użytkowniczki ObsesiveDirectioner:

O matko. Jak to możliwe? Przecież Zayn jest, czy tam był z Perrie, jeszcze tego samego dnia. A teraz? Do kurwy nędzy. Znalazł sobie pocieszenie w przyjacielu z zespołu szanownym Liamie Paynie? Sram na zespół pedałów, wypisuję się z tego. Od dzisiaj nie jestem Directionerką. Dziękuję panom Malikowi i Paynowi za zmarnowanie ośmiu miesięcy obsesyjnego fangirlingowania.*

  Komentarz był przerażający, ale to był dopiero początek. Tą dziewczynę można było uznać za nieszkodliwą. Przewijałem komentarze i zatrzymywałem się przy dłuższych, sensowniejszych wypowiedziach. Użytkownik Malik's'Wife:

O kurwa, dobrze co niektórzy mówili, że ten zespół  to same pedały. Niech giną, pierdolone skurwysyny!!!

  Zamarłem. Ta fala nienawiści skierowana w stronę moją i Zayna spowodowała, że nie chciało mi się żyć. Jedyne, o czym myślałem to cofnięcie czasu. Niestety rozwiązanie to było niemożliwe. Pomimo wielu homofobicznych komentarzy znalazły się i te pozytywne, które w jakiejś części podtrzymywały mnie na duchu. Przykładowo użytkowniczka zapmezayn napisała:

Po co komentujecie to całe zdarzenie? Dlaczego tak negatywnie? Kocham chłopaków już od dobrego roku, zmienili moje życie i cierpiałabym, gdyby oni cierpieli. A po waszych komentarzach na pewno cierpią, możecie być dumne. Jeżeli jesteście ich prawdziwymi fankami, to zrozumiecie, że miłości się nie wybiera. Ona sama przychodzi. Jeśli są gejami, mi to nie przeszkadza. Miłość to miłość, pod każdym względem. Liam, Zayn, trzymajcie się, jestem duchem z wami!

  Mimowolnie się uśmiechnąłem, jednak nie pozwoliło mi to zapomnieć o reszcie komentarzy.  Pod wpływem emocji wyciągnąłem z szafy moją walizkę, w którą zacząłem pakować ciuchy. Beznamiętnie rzucałem je do owej walizki by szybciej stąd wyjść. Postanowiłem jeszcze napisać karteczkę, na wszelki wypadek. Napisałem, że wyjeżdżam do Wolverhampton, że nie wiem ile tam będę i żeby mnie pod żadnym względem nie szukali. Wychodząc z pokoju słyszałem tylko Zayna śpiewającego Cough Syrup zespołu Young The Giant. Ze łzami w oczach wybiegłem z domu. Na szczęście nikogo nie było, więc nie musiałem się tłumaczyć z całego zajścia. Szybko po wyjściu znalazłem taksówkę, która dowiozła mnie na dworzec, z którego pojechałem do mojego miasta rodzinnego. Droga dłużyła się w nieskończoność przez deszcz, który delikatnie odbijał się o szyby pociągu. Poza tym w większej części jechaliśmy przez lasy, a te wyglądały tak samo. Wpatrywałem się w monotonny obrazek przez niecałe pięć godzin.
  Po wyjściu z pociągu od razu udałem się w stronę domu, od którego dzieliło mnie niecałe dwa kilometry. Od razu nasunąłem na głowę kaptur i spuściłem głowę w dół, gdyż chciałem uniknąć spotkania z naprzykrzającymi się fotoreporterami. Po dwudziestu minutach znalazłem się pod drzwiami niewielkiej kamiennicy, w której miałem przyjemność mieszkać przez całe 16 lat. Zapukałem do drzwi, a w nich ujrzałem zaskoczoną Ruth, która jeszcze mieszkała z rodzicami. Natychmiastowo się uśmiechnęła na co ja odpowiedziałem równie szczerym uśmiechem. Przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. Zapewne widziała już o wszystkim, gdyż jej uścisk był bardzo czuły. Poczułem gdy łza spływa mi po szyi.
- Nie płacz, Ruthy. Poradzę sobie, nie martw się. - Pocieszyłem siostrę. Znałem ją na pamięć, wiedziałem jak ją pocieszać. Spojrzałem na jej twarz. Uśmiechała się delikatnie. Pozostaliśmy więc jeszcze trochę w uścisku, a w końcu wszedłem do domu. Od mojego ostatniego pobytu praktycznie się nie zmienił. W salonie stała jedynie nowa lampa, reszta była na swoim miejscu.
- Gdzie rodzice? - Zapytałem siostry, gdy rozglądałem się po domu.
- Wyjechali na wakacje, wracają za 9 dni. - Odpowiedziała spokojnym tonem rozsiadając się na sofie stojącej przy dwupoziomowym oknie.
- W sumie lepiej. Pewnie by się martwili. - Stwierdziłem siadając obok siostry.
- No dobra, teraz opowiadaj co się dzieje. - Zignorowała moje pytanie, a ja byłem zmuszony opowiedzieć całą historię, która się wydarzyła wczoraj.
  Przez godzinę opowiedziałem historię mojej miłości, która trwa już od jakiś dwóch lat. Powiedziałem jej wszystko, od samego początku. Trochę się pośmialiśmy, trochę popłakaliśmy, jak to ja z Ruth. 
- Jestem zmęczony, chyba się położę. - Powiedziałem, a zaraz po tym głęboko ziewnąłem, a po moim ciele przeszedł miły dreszcz. Wstałem z kanapy i skierowałem się w stronę mojego pokoju znajdującego się na piętrze. Wziąłem jeszcze walizkę i wyruszyłem. Po chwili stałem przed drzwiami pokoju znajdującego się na samym końcu korytarza. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Znajdowało się tam jednoosobowe łóżko, komoda, wiszący telewizor, biurko i drzewko w doniczce. Pokój miał kolor piasku, a na ścianach znajdowały się plakaty przeróżnych zespołów. Wypakowałem ubrania, które wrzuciłem niedbale do komody i położyłem się na łóżku nie zdejmując z siebie ciuchów. Po kilku minutach bezcelowego wpatrywania się w sufit zasnąłem.

  Obudziło mnie stukanie w okno. Na początku nieco się przeraziłem, gdyż było grubo po północy, a ktoś walił niedojrzałymi mirabelkami w moje okno. Na początku pomyślałem o zawiedzionych fanach, lecz gdy ostrożnie podszedłem do okna ujrzałem męską sylwetkę. Przyglądając się owemu mężczyźnie ujrzałem w nim Damiena, moją dawną miłość. Zamurowany, ale zadowolony jednocześnie stanąłem w oknie, a chłopak po niecałych dwóch minutach stał już w moim pokoju.
- Witaj Liam. - Uśmiechnął się życzliwie.

AAAA. Tak, skończyłem w tym najmniej odpowiednim momencie. Jestem tu autorem, mogę robić co chcę, hahaha c:
Przyjemnie pisało mi się ten rozdział, choć długo. Co raz wracałem, ale nie miałem koncepcji, jednak od połowy rozdział sam się pisał. Mam nadzieję, że spełnia wasze oczekiwania :3
A właśnie. Mam już 16 obserwatorów i 700 wyświetleń bloga. To coś niesamowitego, cholernie się cieszę, że macie chęć czytać moje wypociny. 
4 rozdział postaram się napisać w przeciągu tygodnia, ale niczego nie obiecuję. Do zobaczenia Misie <3

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 2: Stop The Tape And Rewind.

~ Z perspektywy Zayna ~


  Dlaczego to wszystko tak cholernie bolało? Czułem się jakby ktoś ktoś wyjął moje serce z piersi i rozbił je na milion kawałeczków. Mimo, że to ja z nią zerwałem, to czułem się, jakby było kompletnie na odwrót. Liam miał rację. I on jedyny wydawał się być dla mnie oparciem. Szczerze? Był najlepszą osobą jaką znam. Zawsze się o mnie troszczył, opiekował się mną. Śmiało mogłem stwierdzić, że jest moim najlepszym przyjacielem. I mimo że w zespole było jeszcze 3 innych wspaniałych chłopaków, to jego darzyłem największym uczuciem. Był jak brat. Przynajmniej tak zdawało mi się na początku. Potem chyba zacząłem do niego czuć coś więcej. Ale nie... przecież jestem chłopakiem. I on też. To byłoby... dziwne? 
  Nie umiałem sobie odpowiedzieć na to pytanie. Czyżby nie kręciły mnie tylko dziewczyny? Z czasem zacząłem się nad tym głębiej zastanawiać. Przy Liamie czułem się jakbym znał go od brzdąca. Swobodnie mogłem mu mówić o swoich problemach, tych poważnych i tych kompletnie debilnych. Gdy mnie przytulał nie czułem się jak w uścisku najlepszego przyjaciela, tylko jakby obejmował mnie prosto z serca, jak kogoś ważniejszego niż tylko przyjaciel. Nie byłem pewny uczuć co do niego, ale powoli zdawałem sobie sprawę, że nie był już dla mnie tylko przyjacielem. Z drugiej strony, nie mogłem mu powiedzieć, że się w nim zakochałem.


  Z zaschłymi łzami siedziałem wtulony w ciało Liama. Nie dałem rady już płakać. I pomyśleć że jeszcze niedawno była wszystkim. Widziałem w niej żonę i matkę naszych dzieci. Może tak nie miało być? Może los był już zaplanowany inaczej? Nie mogłem odpowiedzieć na masę pytań, które sam sobie zadawałem robiąc z rozstania z Perrie jeszcze większy problem. Chlipałem cicho w koszulę Daddy'ego. 
- Już cicho. - Szepnął cichym głosem Liam. - Położyłbyś się. To Ci wyjdzie na dobre. Przynajmniej zapomnisz. - Miał wiele racji, ale nie wiem czy byłem w stanie tak po prostu się położyć spać. Jednak chłopak złapał mnie delikatnie za jedno ramię i zaprowadził do sypialni, która zaczęła przywodzić wszystkie wspomnienia związane z dziewczyną. Na widok pokoju zapełnionego wspólnymi zdjęciami z moich oczu popłynęła fala nowych łez, które rozpostarły te zaschnięte. Potokiem zaczęły spływać z moich czerwonych policzków. Chłopak natychmiast zatrzasnął drzwi i poprowadził mnie do swojej sypialni, którą znałem bardzo dobrze. To właśnie w jego pokoju częściej rozmawialiśmy. Czasami zdarzało nam się zasnąć, czułem wtedy ulgę, że mam kogoś takiego jak Liam. Teraz, mimo złamanego serca również to odczuwam, może tylko w nieco mniejszym stopniu. Jak małe dziecko ułożył mnie do snu, kładąc się na drugiej połowie wielkiego łóżka. Chciałem, żeby ten dzień jak najszybciej się skończył. Ułatwił mi to Lili, który po wejściu pod kołdrę objął mnie kładąc swobodnie jedną rękę na moim brzuchu. Po zmrużeniu powiek i wycedzenia skromnego 'Dobranoc' zasnąłem. 


~ Z perspektywy Liama ~ 


  Gdy wiedziałem, że Zayn już śpi niechętnie wstałem, aby pogadać z resztą chłopaków. Odchodzili już pewnie od zmysłów, ale nie mogłem wcześniej zostawić Zayna. Bezszelestnie wstałem, by przypadkiem nie zbudzić chłopaka, lecz ten chrapał w najlepsze. Na policzkach miał masę zaschniętych łez i czerwone od płaczu oczodoły. Poprawiłem jeszcze kołdrę i wyszedłem z pokoju subtelnie zatrzaskując za sobą drzwi. W drodze do salonu, gdzie było już słychać ciche spory Nialla i Hazzy przeciągnąłem się i poczułem na sobie zapach perfum Zayna. Uśmiechnąłem się sam do siebie i musiałem wyglądać jak kompletny palant, bo gdy wkroczyłem do salonu trójka chłopaków spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Spoważniałem i od razu usiadłem obok nich, by zacząć swój monolog.
- Jest źle, ale sytuacja opanowana. - Rzekłem opanowanym tonem i wpatrzyłem się w oczy każdego z chłopaków. Kryło się w nich zdziwienie, więc kontynuowałem. - Zayn jest w rozsypce.  Ja jeszcze nigdy go takiego nie widziałem. 
- No, ja też. Cholerna Perrie. - Wtrącił Louie.
- Niestety, czasu nie cofniemy. Wiem, że trzeba się z nim ostrożnie obchodzić. W każdej chwili może się załamać, bo jest na skraju. Próbujmy go rozpraszać czym innym. Niech widzi w każdym w nas wsparcie. 
- Masz rację, Lili. - Stwierdził Harry.
- Dziękuję. Jak się obudzi, to dajcie mi znać. Ja wychodzę na spacer.
Chłopcy przytaknęli tylko wspólnie, a ja objąłem ich głowy i przycisnąłem do siebie. Po chwili założyłem buty i wyszedłem z domu. Celem, jaki sobie obrałem był niewielki, lecz urokliwy park w lesie, niedaleko Heatrow. Jako że nie dzieliła mnie duża odległość postanowiłem się przejść.   Dla własnego bezpieczeństwa założyłem kaptur na wypadek spotkania z paparazzi. Jak to w Londynie, nieunikniony był deszcz. Przyspieszyłem kroku, by zbytnio nie zmoknąć, lecz po chwili jeszcze bardziej się rozpadało. W ostatnich metrach już biegłem, ale po chwili znalazłem się w niewielkiej altance w parku. To było dla mnie szczególne miejsce, niczym Nandos dla Nialla. Zawsze przychodziliśmy tu z Zaynem gdy chcieliśmy odpocząć od otaczającej nas rzeczywistości. Niezwykły krajobraz parku sprawiał, że czuliśmy się nie jak w Londynie, lecz w jakimś Edenie. Dzisiaj ogród nie wyglądał jak wymarzona idylla, gdyż deszcz znużył to odczucie. Usiadłem na końcu jednej z ławek przyglądając się spadającym kroplom deszczu. Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, a na moim zegarku widniała już godzina 20. Zrobiło się ciemno, ale drogę zaczęły rozświetlać latarnie. Spojrzałem na drogę i zauważyłem zakapturzoną postać ubraną w siwą bluzę i podarte jeansy. Gdy sylwetka zaczęła się zbliżać ujrzałem w niej Zayna. Był cały mokry od deszczu. Po chwili usiadł obok mnie, a ja spojrzałem na jego zapuchniętą od płaczu twarz. Zaschnięte łzy na policzkach, czerwone oczy. Nie był w dobrym stanie, ale nie ma się co dziwić. Przecież kilka godzin temu zerwał z miłością swojego życia. Spojrzał na mnie swoim urzekającym wzrokiem. On nawet wyglądając jak siedem nieszczęść umiał mnie nim zaczarować. W jego jasnobrązowych oczach pojawiły się niewielkie iskierki. 
- Jak się czujesz? - Zapytałem spoglądając w jego tęczówki.
- Już lepiej. Wystraszyłem się, gdy obudziłem się i nie było Cię obok mnie. - Powiedział półtonem. 
- Musiałem się przejść. Wiesz, że w tym miejscu umiem się odstresować. - Odpowiedziałem z czułym uśmiechem na twarzy. Chłopak tylko potrząsnął głową i przez kilka minut siedzieliśmy w milczeniu co chwila spoglądając na siebie. Nagle chłopak przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem. Uśmiechnąłem się tylko i położyłem głowę na jego klatce piersiowej. 
- Liam. - Zaczął chłopak - Wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, prawda? Gdyby nie Ty, chyba nie poradziłbym sobie z tą całą sytuacją. - Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą wytarłem bokiem dłoni. Nagle poczułem na niej dłoń Zayna. Nie wiedziałem jak zareagować, tylko uśmiechnąłem się nieśmiało. Chłopak usadził mnie na swoich kolanach. Siedzieliśmy jak zakochana para wpatrując się w siebie. Oblałem się rumieńcem, lecz twarz chłopaka była poważna, jakby coś chciał mi powiedzieć. 
- Wiem, że to zabrzmi głupio. Ale ja coś sobie uświadomiłem. - Zaczął mówiąc szeptem. Spojrzał w dół i po chwili swój wzrok przeniósł na mnie. Boże, czy on chce mi TO powiedzieć? Z czoła popłynęła mi samotna kropelka potu, a ręce zaczęły mi się trząść. Zayn spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, a ja się uspokoiłem. Kontynuował.
- Zdałem sobie sprawę, że jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ja na nic nie liczę, ale musisz o tym wiedzieć. Po prostu musisz. Liam, kocham Cię. Nie jak brata czy najlepszego przyjaciela. Kocham Cię.
Chłopak był cały czerwony, choć ledwo dało się to zauważyć na jego śniadej skórze. W głowie zacząłem sobie układać przeróżne scenariusze. Ja też go kochałem i sprawa wydawała się być prosta. Lecz ja nie umiałem tego powiedzieć. Nie wiem, jakby jakaś część ciała mnie nie chciała tego. Moje serce biło coraz szybciej, a mózg odmawiał pracy. Nie wiedziałem co robić. Zamknąłem na moment oczy i poczułem słodką woń na swoich ustach. Zayn delikatnie musnął je, tak subtelnie, że praktycznie tego nie poczułem. W mojej głowie coś wybuchło i również musnąłem usta chłopaka. Moja odpowiedź była śmielsza i bardziej namiętna. Przyssałem się do jego słodkich warg łącząc je z moimi. Czułem, że to mój najlepszy pocałunek. Uśmiechnąłem się tylko, a dłońmi błądziłem po plecach chłopaka. Po jakichś dwóch minutach oderwałem się od warg brązowookiego. 
- Ja też Cię kocham. - Szepnąłem mu do ucha, na co on powiedział najszczerszym uśmiechem,  jaki kiedykolwiek widziałem.
- Dodajesz mi skrzydeł Liam. Zawsze tak było. - Ponownie 'spaliłem buraka'. Dla jednych mogło to być jak tekst z tandetnego filmu romantycznego, lecz dla mnie były to najmilsze słowa, które ktoś dla mnie powiedział. Przez jakieś 15 minut siedziałem wtulony w ciało Zayna, lecz robiło się zimno. Niezdarnie wstałem z kolan chłopaka i wyruszyliśmy w stronę domu. Deszcz przestał padać i czuć było jedynie zapach lasu. Złapałem go za rękę i szliśmy przez miasto.
  Przez drogę praktycznie się nie odzywaliśmy, lecz nie była to niezręczna cisza. Gdy znaleźliśmy się w domu od razu podbiegli do nas. 
- Gdzie wy do kurwy nędzy byliście?! - Wrzasnął Louis swoim lekko piskliwym głosem.
- W parku. Przecież mówiłem, że idę się przejść. - Odpowiedziałem spokojnie.
- Się przejść, jasne. Ale nie było Cię 4 godziny i nie odbierałeś telefonu. Martwiliśmy się o was, debile. - Powiedział Harry.
- Przecież nic nam nie jest, spokojnie, chłopaki. - Rzekł opanowanym tonem Zayn.
- No dobra, ale nie róbcie nam tego więcej. Przez was musiałem czekać z kolacją. Wisicie mi jakiś dobry lunch w Nandos. - Powiedział Niall spuszczając głowę w dół.
Pokiwaliśmy z Zaynem głowami i uśmiechnęliśmy się do blondyna po czym udaliśmy się w stronę sypialni. Ja w stronę łóżka, a Zayn poszedł się odświeżyć. Po zaledwie 10 minutach był już w pokoju z mokrymi włosami. Był ubrany jedynie w bokserki. Za ciosem również postanowiłem pójść pod prysznic. Zrzuciłem z siebie ubrania i wszedłem do kabiny. Dokładnie umyłem każdy zakątek swojego ciała i wyszedłem. Wytarłem się ręcznikiem, umyłem zęby i nałożyłem nowe bokserki. Położyłem się obok zakrytego kołdrą Zayna i przytuliłem go do siebie.
- Co ja w niej widziałem? - Zaczął - Przecież ona nie była kimś kogo kochałem. Wydawało mi się, że ją kochałem, ale tak nie było. Osoba, którą naprawdę kochałem była zawsze przy mnie. Byłeś, a raczej jesteś nią Ty. - Uśmiechnął się szczerze i złożył czuły pocałunek na moich ustach, który po chwili odwzajemniłem.
- Szczerze mówiąc, byłem zazdrosny o Perrie. Wiedziałem, że jesteś z nią szczęśliwy, a to bolało najbardziej. - Powiedziałem z widocznym smutkiem w głosie. Zayn nie odezwał się tylko przytulił do siebie i pocałował mnie w głowę. Czułem, on naprawdę mnie kocha, a ja to odwzajemniałem. Dopełnialiśmy się nawzajem.
- Byłem głupi, że z nią byłem. - Westchnął cicho.
Pocałowałem go w podbródek i uśmiechnąłem się delikatnie. Byłem już śpiący i głęboko ziewnąłem. 
- Idziemy już spać. - Mówiąc to, przeczesałem jego wilgotne włosy. Pokiwał głową i objął mnie ramieniem.  
Zasnęliśmy.


No i już 2 rozdział. Jestem z niego dumny, choć nie należy do najdłuższych. Po 2 notkach mam już 100 wyświetleń i 3 obserwatorów. Coś niesamowitego, dziękuję wszystkim. Nie mogę powiedzieć, kiedy pojawi się następna notka. Czasami nie mam weny, jak to bywa. Jeśli macie jakieś pytania, to kierujcie je na Twittera: @xStole_My_Heart 
Do zobaczenia Misiaki! :3

piątek, 20 lipca 2012

Rozdział 1: The Sweetest Sadness In Your Eyes.

22.30, Londyn.


  - Może z łaski swojej byś zwolnił? - rzuciła poddenerwowana Perrie w stronę Zayna. - Jedziesz 100 km/h w zabudowanym, nie przesadzasz? - Spojrzała na niego przeszywającym wzrokiem, a ten w ułamku sekundy zaczął zwalniać. Kobiety od zawsze tak działały na mężczyzn, cóż robić? 
- No, o wiele lepiej. - powiedziała zadowolona i z jakże irytującym uśmieszkiem rozsiadła się na siedzeniu obok kierowcy. Ja siedziałem cicho na tyle sportowego auta. Wolałem nie wtrącać się w sprawy tej dwójki. Ba! Nawet nie chciałem z nimi jechać. Niestety brązowooki wybłagał mnie, abym zabrał się z nim, bo wiedział że będzie potrzebował wsparcia w razie ewentualnego starcia z dziewczyną. Wiedziałem o tym, jak jest pomiędzy nimi. A dobrze nie było, choć większa połowa świata myślała inaczej. Jednak Perrie coraz częściej zachowywała się w stosunku do Zayna obcesowo i egoistycznie. Zapominała o nim, lecz Zayn wybaczał jej cały czas. Biedny do szaleństwa się w niej zakochał, choć wszyscy odradzali mu tego związku. Z biegiem czasu powoli zaczął zdawać sobie sprawę, jaka naprawdę jest, lecz nie miał serca jej opuścić. Więc koło fortuny się kręciło i nie wyglądało na to, żeby miało zwolnić. Przynajmniej nie teraz. 
  Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy na miejsce, czyli do niewielkiej willi znajdującej się na obrzeżach miasta. Perrie pożegnała Zayna szybkim całusem po czym wyszła z samochodu i zniknęła gdzieś w niewielkim zagajniku przed jej domem. W przeciągu 10 sekund byłem już na siedzeniu dziewczyny, gdzie mogłem swobodnie porozmawiać z załamanym chłopakiem. Mimo tego, że dziewczyna traktowała brązowookiego jak służącego i najwidoczniej nie darzyła go już jakimkolwiek większym uczuciem, ten cały czas ją kochał. Zayn spojrzał na mnie wyraźnie zdołowany tą całą sytuacją, spuścił wzrok w dół i uronił łzę, którą zobaczyłem gdy spływała po jego policzku. 
- Zayn, ona nie jest tego warta. Uwierz mi, stać Cię na kogoś lepszego niż Perrie.
Te słowa okazały się jeszcze większym ciosem dla przyjaciela. Z jego oczu momentalnie wypłynęła fontanna łez. Na sam widok załamanego chłopaka chciało mi się płakać, lecz postanowiłem być dla niego wsparciem, takim samym wsparciem, jakim on jest dla mnie w trudnych chwilach. W jednej chwili tak bardzo posmutniałem, że również miałem ochotę zalać się łzami, lecz priorytetem był dla mnie Zayn. Delikatnie objąłem go wokół szyi i położyłem jego głowę na mojej piersi muskając czule jego czoło. 
- Widzisz jaka ona jest. Skończ już ten rozdział, dla swojego własnego dobra. Jesteś dla niej zbyt dobry, a ona to bezczelnie wykorzystuje. Lamentowanie w niczym nie pomoże, weź się w garść. To tylko jedna kobieta, niczym nie wyróżniająca się z tłumu. Ciebie stać na kogoś lepszego. - starałem się dobierać słowa najdokładniej jak potrafiłem, a mówiłem z czułością, którą darzyłem przyjaciela. Chyba nie bez powodu chłopaki nazywali mnie Big Daddym. Nagle Zayn podniósł głowę ku górze i otarł dłonią łzy. Najwidoczniej przyjął do siebie te słowa, bo z mimiki twarzy dało się odczytać, że starał się uśmiechnąć. 
- Liam, wiesz że znowu mi pomogłeś? Ty powinieneś zająć się psychologią i zacząć wyciągać ludzi z dołków psychicznych, a nie śpiewać. A może i nie. Bo wiesz, ja lubię jak nucisz mi 'Almost Lover' do kołyski. - To prawda, zawsze gdy Zayn nie mógł zasnąć śpiewałem mu tą piosenkę, przy której zasypiał niczym dwuletnie dziecko. I jeszcze słodko chrapał.
Nagle przed oczami ujrzałem ten obraz, który rozczulał niczym komedia romantyczna z Hughem  Grantem i śmieszył jak Benny Hill. Szybko jednak wróciłem do rzeczywistości.
- No dobra, Ty raczej nie jesteś w stanie prowadzić, więc zamieniamy się. Szybko, jestem śpiący. - Powiedziałem z lekko zaspanym głosem.
- Tak tak, jeszcze mi zaśniesz za kierownicą. Co to, to nie. - Wtrącił kpiąco Zayn. - Ja prowadzę, poradzę sobie. Nie martw się. Ty za to powinieneś się przynajmniej zdrzemnąć - Pogładził delikatnie dłonią mój policzek, na co ja odpowiedziałem cichym mruknięciem. Oboje uśmiechnęliśmy się szeroko, aż chłopak w końcu ruszył.
- Nie, wolę się położyć w łóżku - powiedziałem szepcząc. - Tak a propos. Misiu, zaniesiesz mnie do łóżeczka, prawda? - Spojrzałem kątem oka na skupionego na jeździe chłopaka, który uniósł ku górze kącik ust i szepnął półtonem.
- Jak najbardziej, księżniczko. - Powiedział, próbując powstrzymać śmiech. I mimo tego, że było to śmieszne, to Zayn i tak to zrobi. - I jeszcze położę się z Tobą i będziemy sobie słodko spać. 
- Ooo, to ja się na to piszę! - Uniosłem palec do góry i wyszczerzyłem się zadowolony ofertą przyjaciela. - Jak najszybciej do domu, kapitanie.
- Się robi. 
Droga powrotna nie trwała zbyt długo. Rozmawialiśmy o sprawach zespołu, o trasie, w którą mieliśmy wyruszyć za trzy miesiące i o innych sprawach. Raz tych ważniejszych, raz tych mniej. Założyliśmy się, co Niall zjadł na kolację. Ja obstawiłem resztki pizzy ze śniadania, a Zayn nuddle. Czas zleciał w zastraszająco szybkim tempie, ale przynajmniej było miło. Zwykle nawet nie mieliśmy jak pogadać we dwójkę, bo zawsze coś stawało na drodze. Około 23.30 wysiedliśmy z auta. 
- A teraz musisz spełnić swoją obietnicę, Kochanie. Już już, chcę na rączki, bo nogi mnie bolą! - Wymamrotałem. Gdy Zayn wysiadł z samochodu i go zamknął od razu wziął mnie na ręce. Niósł mnie jakbym był panną młodą, co było z jednej strony dziwne, ale z drugiej miłe. Podchodząc do drzwi zorientowaliśmy się, że w całym domu jest ciemno, co było dziwne gdyż chłopacy w wolne dni balowali do upadłego. Brązowooki chwycił za klamkę, lecz drzwi były zamknięte, co oznaczało, że chłopaków nie ma w domu. I nagle moje marzenie o byciu księżniczką legło w gruzach, bo musiałem się uwolnić z przyjemnego uścisku Zayna.
- A było mi tak wygodnie. - Zacząłem narzekać spuszczając głowę w dół.
- Zaraz się położymy i będzie jeszcze wygodniej. Nie marudź. - Powiedział spokojnie chłopak wygrzebując z kieszeni klucz, którym po chwili otworzył dom. Dosłownie zrzuciłem z siebie buty i bluzę wbiegając do swojej sypialni. Usiadłem ciężko na łóżku i zdjąłem z siebie resztę ciuchów, nie wliczając bokserek po czym położyłem się. Miałem gdzieś, czy zmarznę w nocy, czy nie. Chciałem spać. 
  Było już po trzeciej, gdy zbudziło mnie głośne chrapanie. Niechętnie otworzyłem oczy i ujrzałem beztrosko śpiącego Zayna, który na dodatek chrapał. Nie miałem zielonego pojęcia kiedy on wszedł, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Lubiłem, kiedy spaliśmy razem. Lubiłem ten moment, kiedy on całował mnie w czoło na dobranoc. Lubiłem, kiedy obejmował mnie we śnie i przytulał do siebie. Wiem, że to było nieodpowiednie, ale już od dłuższego czasu wiedziałem, że uczucie którym darzę chłopaka jest czymś więcej niż tylko przyjaźnią i zauroczeniem. Znaliśmy się od dwóch lat, wiedzieliśmy o sobie praktycznie wszystko. Przeżywaliśmy razem najcięższe chwile i cieszyliśmy się tymi szczęśliwymi. Jak bracia. Kochałem go jak brata, ale to uczucie zmieniło się. Najgorsze było w tym wszystkim to, że on o tym nie wiedział. Ja sam o tym nie wiedziałem, lecz poczułem coś do innego chłopaka. Tak, zakochałem się w chłopaku. W najlepszym przyjacielu, któremu nie mogłem nic o tym powiedzieć. Ta myśl zabijała mnie od środka. Wiedziałem, że nigdy nie będziemy mogli być razem. Ale cóż, najwidoczniej tak miało być. Może takie było moje przeznaczenie? Tego nie wiem. Spojrzałem jeszcze raz na pochrapującego chłopaka o czekoladowych oczach. Byłem do niego przytulony, więc delikatnie uniosłem głowę ku górze i złożyłem na jego policzku czuły, a zarazem delikatny pocałunek. Zasnąłem z łzami w oczach.


  Obudziły mnie ciche uderzenia kropel deszczu o okno. Otworzyłem oczy. Nie byłem w stanie zorientować się, która była godzina. Na dworze było ciemno od granatowych chmur. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 11. Przeciągnąłem się i powoli zacząłem wstawać z łóżka.  Zorientowałem się, że Zayna nie ma. W nocy musiał się przenieść do swojego pokoju. Stojąc ponownie się przeciągnąłem i poczułem na przedramieniu zapach jego perfum. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wyszedłem z pokoju sprawdzić jak mają się Louis, Harry i Niall. We trójkę siedzieli na kanapie. LouLou drzemał jeszcze oparty o ramię Hazzy. Ten z kolei grał na PlayStation, a Nialler już coś jadł. Zayna niestety nie było.
- Cześć chłopaki. - Przywitałem każdego z nich ciepłym uśmiechem dosiadając się do nich. - A Zayn gdzie się podział? 
- Mówił, że idzie do Perrie, bo musi z nią pogadać. - Powiedział z pełną buzią Niall. W jedynym momencie pomyślałem, że przecież wczoraj przez nią płakał, a dzisiaj już do niej poszedł.
- O której wyszedł? - Spojrzałem na blond-żarłoka, który najwidoczniej jedyny orientował się, gdzie jest Bad Boi.
- Coś koło 9. To jest jakieś przesłuchanie, czy co? - Spojrzał na mnie z delikatnym zdziwieniem.
- No coś Ty? Chciałem wiedzieć, spokojnie. - Powiedziałem opanowanym tonem i uśmiechem na twarzy. 
Niall jakby zignorował moją odpowiedź i tylko szepnął sam do siebie:
- Idę coś jeszcze zjeść.
No tak, cały Nialler. Curly z Marchewką również jakby zignorowali moje towarzystwo, więc poszedłem do łazienki się odświeżyć. Wszedłem pod ciepły prysznic, umyłem się porządnie i po kilkunastu minutach już ubrany wyszedłem na balkon z tyłu domu. Całe szczęście deszcz przestał padać, bo jakoś nie byłem w nastroju siedzieć z przymulonym Harrym i jeszcze śpiącym Louiem. Rozłożyłem się na leżaku i przymknąłem powieki. Niestety relaks zbyt długo nie potrwał. Usłyszałem tylko trzask drzwi, a po dosłownie 20 sekundach na balkonie zjawił się czerwony od łez Zayn.
- Zerwałem z Perrie, Liam. - Wychlipał. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie, nigdy, a przecież od wczoraj się nie znaliśmy. Wstałem i przytuliłem go mocno do siebie.
  I od teraz jedynym obrazkiem, który widziałem był Zayn Malik.




W KOŃCU!
Pisałem to chyba 5 godzin, masakra. Szczerze mówiąc jestem z siebie dumny, tak odrobinkę. Od razu chciałbym sprostować kilka rzeczy, bo wiem że zaraz mogą się posypać hejty.
1. Przedstawiłem Perrie w złym świetle tylko i wyłącznie ze względu na tematykę bloga. Osobiście nic do niej nie mam, a nawet ją lubię i darzę szacunkiem.
2. Liam jest tu singlem, a Danielle jakby nie istnieje w tym opowiadaniu. 
Zapraszam do Madziulki (http://another1dstory.blogspot.com/) i Gabi (http://if-you-love-me-stay.blogspot.com/)
Do usłyszenia niedługo Misie! xoxo :3

Co i jak, o czym, dlaczego.

  Witam. Jestem Michał, mam 15 i postanowiłem założyć już drugiego bloga o tematyce One Direction. Drugi blog, gdyż zapomniałem hasła w pierwszym ( http://its-sex-hair.blogspot.com/ ). No tak, ja i moja niesamowita pamięć :) ... W każdym razie. Powiem teraz co się znajdzie w blogu etc.
  A więc. Blog będzie opowiadaniem o Liamie Paynie i Zaynie Maliku, czyli tak zwanym Ziamie. Wiem, że jest dużo opowiadań o Larrym, więc może czas i pora, aby wasze serca zawładnął Ziam? Nie będę wam zdradzał jak dokładnie będzie przebiegała akcja, to chyba jasne. Czekajcie na pierwszą notkę, bo ta powinna pojawić się już dzisiaj. W międzyczasie polecam przeczytać bloga kochanej Madzi ( http://another1dstory.blogspot.com/ ) oraz Gabi ( http://if-you-love-me-stay.blogspot.com/ ).
  Do usłyszenia jeszcze dzisiaj Misie! :3