niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 5: I Watch You Cry, But You Don't See That I'm The One By Your Side.

  Wstałem koło południa z podkrążonymi, czerwonymi oczami, włosami roztrzepanymi na każdy kierunek. Nie miałem majtek ani koszulki. Żeby nie cztery sutki i słodka, ropusza twarz ludzie mogliby mnie pomylić z Harrym. Wyglądałem jak gówno. Nie pamiętam czy sam się rozebrałem, czy brały w tym udział osoby trzecie. Chwyciłem w dłoń leżące na skraju łóżka bokserki i owinąłem się wymiętoloną kołdrą. Miałem ogromnego, ogromnego kaca. Nigdy nie miałem szczególnie mocnej głowy. No cóż, trzeba zwalić to na geny. Cholernie mnie suszyło, choć wcale się nie dziwię. Czym prędzej wyszedłem z capiącego wódką pokoju na dół, gdzie rezydowała Ruth. W drodze do kuchni ujrzałem siostrę siedzącą w salonie. Jadła łyżeczką jakiś sorbet o kolorze dziwnej czerwieni. Westchnąłem cicho, by mnie nie usłyszała. W kuchni od razu podążyłem w stronę lodówki. Upiłem gigantyczny łyk soku jabłkowego. Nim się spojrzałem, napój praktycznie był na dnie. Pustą butelkę odstawiłem do lodówki i wyszedłem na taras. Na dworze było dość ciepło, zza chmur delikatnie świeciło słońce. Usiadłem na ławce i zacząłem obserwować, co się dzieje na dworze. Przed domem przechodziła właśnie pani Brown, która była naszą sąsiadką od wieków. W zasadzie była jedną z pierwszych osób, które mieszkały na naszym osiedlu. Jest miła, choć trochę dziwna. Ale nie ma co się dziwić, ma grubo ponad 80 lat, przeżyła dwie wojny, a nawet w nich uczestniczyła. Plotki głoszą, że rozstrzeliła kilkudziesięciu Niemców pod Northolt w 1940. Nawet nie mogę sobie tego wyobrazić. Uśmiechnąłem się serdecznie w jej stronę, a ona odwzajemniając uśmiech odeszła w stronę centrum miasta. 
  Po dziesięciu minutach sielankowego marnowania czasu pod dom podjechał znany mi samochód. Samochód Zayna. Moje serce zaczęło bić szybciej, ręce zaczęły mi się pocić. Cieszyłem się, że przyjechał. Ba! Byłem wniebowzięty. Czekała mnie jednak mniej miła niespodzianka. Z czerwonego Porshe wysiadł ubrany w najzwyklejszy, jerseyowy t-shirt, dresy i okulary przeciwsłoneczne Harry. Podszedł do mnie nonszalanckim krokiem, z wielkim uśmiechem. Ja również się uśmiechałem, choć w środku byłem nieco zawiedziony.
- Harry! - Wstałem i wziąłem w objęcia młodszego kolegę. Postaliśmy w uścisku jakąś minutę. - Co Ty tu robisz?
- No to żeś mnie przywitał. - Prychnął niby obrażony. Po chwili jednak uśmiechnął się, był wyraźnie czymś podekscytowany. - Ja tu jadę od czterech godzin, a Ty się pytasz co ja tu robię. Ah, zgłodniałem. - Zaczął się głaskać po brzuchu.
- No dobra, chodź do domu, zaraz coś wymyślę. Moje Ty głodne, biedne dzieciątko. - Wyciągałem go za policzki, a ten zaczął mnie bić po rękach.
- Puuuść mnie! - Krzyknął roześmiany. Zrobiłem co chciał chłopak, a następnie szybko weszliśmy do domu. 
  Z lodówki wyciągnąłem 5 jajek, znalazłem jakieś przyprawy i chleb tostowy. Zrobiłem coś a'la tosty francuskie, choć nie nazwałbym tego tostami. To 'coś' wyglądało jak pomarańczowa breja na toście. Osobiście bym tego nie dotknął widelcem, ale Harry był widocznie tak głodny, że pochłonął to w niecałe 2 minuty. Zadowolony wstał od stołu, a ja zaprosiłem go na górę. Gdy otworzyłem pokój fala smrodu po alkoholu rozprzestrzeniła się. Zebrało mnie na wymioty, a kolega zbladł. Od razu po wejściu otworzyłem okno na rozcież i wypryskałem starannie cały pokój aerozolem o zapachu egzotycznych kwiatów. Po minucie w pomieszczeniu zrobiło się całkiem przyjemnie. Hazz siedział już na moim rozwalonym łóżku i przyglądał się wszechobecnemu bałaganowi.
- No co? - Spytałem go wzruszając beznamiętnie ramionami.
- Nic, nic. Widzę, że ostro balujesz. - Stwierdził uśmiechając się uszczypliwie. Uniósł jedną brew ku górze w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
- Nie, no co ty! - Zaprzeczyłem. - Po prostu wczoraj było przyjęcie u mojego starego znajomego. Zaręczył się i mnie zaprosił, tyle. Racja, napiłem się trochę... - Przyjaciel nie pozwolił mi skończyć.
- Trochę?! Kpisz sobie ze mnie? Musiałeś ostro dudnić. Kielich za kielichem. Eh Liam, Liam. - Westchnął kładąc dłoń na moim ramieniu. Uśmiechał się z udawaną troską. - A to przecież Ty jesteś tym, który powinien się zajmować resztą.
- Skończ. - Powiedziałem dosadnie. - Musiałem odreagować.
- Rozumiem - odpowiedział i ponownie usiadł na łóżku.
- No dobra, nieważne. Teraz mów po co tu przyjechałeś? - Starałem się jak najdelikatniej dobrać słowa.
- Dzięki - burknął Harry.
- Przecież wiesz, że nie o to mi chodziło. - Pokręciłem delikatnie głową.
- Zayn się martwił co z tobą, więc mnie tu przysłał. - W pierwszej chwili nie miało to dla mnie kompletnie sensu. Przecież gdyby chciał sprawdzić, czy jest ze mną wszystko okej, to sam by przyjechał. Pozwoliłem Hazzie kontynuować. - Stary, schlałeś się. Podejrzewam, że nie pierwszy raz. Wróć do Londynu. - Jego ton stał się wręcz błagalny.
- Tylko po to przyjechałeś? Żeby zaciągnąć mnie do Londynu? Wybacz, ale nic z tego. Zostaję tutaj. Przynajmniej na razie. Muszę wszystko przemyśleć. - Powiedziałem z powagą w głosie.
- Od myślenia mamy management. Oni już by coś wymyślili na te wasze schadzki z Zaynsterem.
- Jebać ich. Nie chcę być pieprzoną marionetką w rękach kilku debili w markowych garniturach. Jakoś sobie poradzę. - Byłem już lekko sfrustrowany tą sytuacją.
- Pomijając ten nasz management. Przecież on Cię potrzebuje. Siedzi w pokoju, słucha muzyki i nic innego. Kompletnie odciął się od świata. - Kontynuował nieco zasmucony. Widać było, że przejął się sytuacją. 
- Więc niech przyjedzie. Z resztą, zaraz do niego zadzwonię. Albo napiszę sms-a. - Od razu chwyciłem za telefon i napisałem krótką wiadomość do Zayna:

Cześć. Postanowiliśmy z Hazzą, żebyście we trójkę do nas wpadli. I tak mamy wolne. Przyjedźcie jutro. Buziaki, Liam.

- Już. - Powiedziałem kończąc pisać ostatnie słowo. - Wysłane. A teraz poczekaj 15 minut. Pójdę się umyć i przejdziemy się na miasto. - Od razu zauważyłem unoszące się ku górze kąciki ust przyjaciela. Jak wspomniałem, poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic. Następnie umyłem zęby i zrobiłem krótką toaletę. Idealnie wyrabiając się w czasie pomknąłem jeszcze do pokoju, gdzie ubrałem się w koszulę w kratę, brązowe spodnie i Vansy. Harry czekał na dole rozmawiając z Ruth.
- Idziemy Ruttie. Będziemy później, papa. - 'Wysłałem' siostrze buziaczki i wyszliśmy z domu. 
  Droga nie ciągnęła się zbyt długo, z racji tego, że mieszkaliśmy praktycznie w centrum rozrywkowym miasta. Po drodze rozmawialiśmy o chłopakach, nowej płycie, jednak moment później tematem stały się nieprzyjemne rzeczy związane z trasą, wydaniem książki i innymi duperelami. Nie chodzi o to, że nie lubiłem tego. Wręcz przeciwnie. Wolałem to niż bycie architektem lotniczym. To życie bardzo mi odpowiadało, lecz nie mieliśmy zbyt wiele wolności. Zostały nam postawione pewne zadania, które musimy bez względu na nic wykonać w odpowiednim czasie. Z dnia na dzień zdobywamy coraz więcej fanów, co jest rzeczą cudowną, jednak z czasem robi się uciążliwe, żeby nie powiedzieć męczące. Mimo to wszystko, kocham naszych fanów. 
  Będąc w centrum postanowiliśmy się przejść na jakiś shake, gdyż od godziny na dworze słońce zaczęło palić. Znaleźliśmy jakąś niewielką budkę z lodami i różnymi, zimnymi rzeczami. Zamówiliśmy dwa bezalkoholowe mojito i usiedliśmy na sofach ustawionych obok niewielkiego sklepiku. Oczywiście nie 'zamaskowaliśmy' się, więc ludzie nas poznali. Jednak nie podchodzili do nas, co z kolei zdziwiło Harry'ego. W pewnym momencie obok nas przeszła Juliette, siostra Damiena, którą spotkałem wczoraj. Zawołałem ją, a ta na nasz widok od razu podeszła.
- Liam! - Uścisnęła mnie mocno i wycałowała w policzki, na których znalazła się krwistoczerwona szminka.
- Ah, to jest Harry. - Wskazałem chłopaka. Przyjrzałem się jego twarzy, na której jakby momentalnie pojawił się całkiem okazały rumieniec. Pierwszy raz widziałem go takiego. Oczy miał szeroko otwarte, świeciły się jak monety. - A to jest Juliette, siostra Damiena, o którym ci opowiadałem. - Hazza oczarowany podszedł do dziewczyny i niczym dżentelmen ucałował ją w rękę. 
- Miło mi Cię poznać. - Przemówił swoim szarmanckim tonem numer 3, czyli tym najbardziej szarmanckim z wszystkich. W głowie przeanalizowałem, że ta dziewczyna musi być naprawdę wyjątkowa, że Hazza powiedział do niej trójką. W głowie zaśmiałem się. 
  Julie dosiadła się do nas zamawiając to samo mojito. Przyjaciel lustrował ją od góry do dołu, nie mogąc oderwać od blond piękności oczu. Ta jednak zaczęła konwersację ze mną. 
- Jak się czujesz Liam? Wczoraj nie było zbyt ciekawie. - Zaczęła nieco zmartwiona. Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem:
- Nie martw się, już jest w porządku. - Spojrzałem w jej wielkie, niebieskie oczy, a ta odpowiedziała mi niezwykle uroczym uśmieszkiem. Zignorowany i lekko sfrustrowany Harry przejął inicjatywę. Założył nogę na nogę i zaczął się wypytywać o życie Juliette.
- Hm, a więc. Ile masz lat?
- 17 - Odpowiedziała krótko i oschle. Jak widać, nie bardzo przejęła się rozmową z Hazzą. 
- Mmm, wspaniale. Chciałem Ci powiedziesz, że masz nieziemski akcent. Bardzo mi się podoba. - Wymamrotał zafascynowany dziewczyną Styles.
- Oh, dziękuję. Bardzo mi to schlebia. - Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie i zaczęła szperać w telefonie. Zachciało mi się śmiać, gdyż jako pierwsza, może nie dosadnie, ale odmówiła względom największego amanta i flirciarza w zespole.
  Przez kolejne 10 minut siedzieliśmy w nie mówiąc do siebie ani słowem. Wyraźnie zawiedziony Harry wpił się w swojego bezalkoholowego drinka odwracając wzrok od dziewczyny. Ta jednak niespecjalnie się tym przejęła, gdyż wpatrzona była w ekranik swojego telefonu.
- Fajnie się z Tobą rozmawiało Jul, ale musimy już iść z Harrym. - Powiedziałem zmieszany i pociągnąłem chłopaka za rękę.
- Okej, pa. - Pomachała nam na pożegnanie, nawet na nas nie spoglądając. Zrezygnowany Loczek posłusznie wstał od stolika i razem poszliśmy w stronę parku. 
- Jeju, Liam. Chyba się zakochałem. - Powiedział Harry gdy odeszliśmy od Juliette na pewną odległość. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem.
- Znasz ją jakieś 10 minut. No, szybki gracz z Ciebie Styles. - Jak równie szybko powiedziałem o jego szybkim 'romansie', równie szybko dostałem porządnego kuksańca w ramię.
- AUĆ! - Krzyknąłem. - Bolało...
  Obrażony Hazz nic nie powiedział tylko nieco mnie wyprzedził. Z opuszczoną głową powiedział jedynie:
- Idę do domu. Jakby coś, to dzwoń. 
  Byłem zdziwiony zachowaniem chłopaka. Może rzeczywiście poczuł coś do mojej koleżanki? Ale to przecież niemożliwe. Znali się od niespełna 10 minut, a Jul go ignorowała. Jak więc mógł się w niej zakochać, gdy była w stosunku do niego oschła? Odpuściłem sobie dalszych myślowych przepychanek i wyruszyłem do parku, gdzie mnóstwo ludzi, zwłaszcza małych dzieci i staruszków spędzało wolną niedzielę. Znalazłem najbardziej schowaną ławkę, która znajdowała się pomiędzy kilkoma jabłoniami i majestatycznym bukiem. Położyłem się na niej. Chciałem nieco odpocząć, a to miejsce wydawało się być idealne. Nasunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne i przymknąłem powieki. Zasnąłem momentalnie.

  Coś zaczęło smyrać moją nogę. Na początku myślałem, że jakaś wiewiórka znalazła sobie ofiarę, więc kopnąłem ową wiewiórkę. Okazało się jednak, że na moim celem była noga Damiena, który posłusznie siedział i przyglądał się temu, jak śpię.
- Ała. - Syknął sztucznie, co poznałem po jego rozmazanej twarzy. Zdjąłem szybko okulary i przeszedłem do pozycji siedzącej. 
- Szpiegujesz mnie? - Spojrzałem na blondyna.
- Ja? Nigdy. Po prostu lubię przychodzić w to miejsce. Od jakiegoś czasu tylko tu mogę się poczuć swobodnie, wszystkie problemy odchodzą. - Westchnął głośno.
- Problemy? Jakie problemy? Przecież układa Ci się z Susan. - Nie spuszczałem wzroku z wyraźnie zasmuconego chłopaka.
- Wiesz, nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Kocham ją, ale od pewnego czasu coś między nami się psuje. Za każdym razem gdy się kłócimy czuję, że to nie jest ta rudowłosa Suzie, którą poznałem i pokochałem. A ostatnio to wszystko się nasiliło.
- Ostatnio, czyli kiedy? - Spytałem dociekliwie.
- Em, no wiesz. Od czasu, kiedy przyjechałeś, raptem trzy dni. Gdy za pierwszym razem do Ciebie przyszedłem, Susan tak się zdenerwowała, że wyszła z domu. Myślałem, że nie przyjdzie na przyjęcie zaręczynowe. - Powiedział półtonem wyraźnie załamany przyjaciel.
- Ale przecież zachowywała się tak naturalnie. Myślałem, że wszystko jest w porządku. - Trochę skołowany pozwoliłem mówić Damienowi.
- Sus to niezła aktorka. Tą cechę w sumie też odkryłem niedawno. Czasami myślę, żeby to rzucić w cholerę, wyjechać do Stanów i mieć z głowy. Ale nie mogę wyjść na takiego tchórza. Zostawić ją miesiąc przed ślubem? To trochę infantylne. Poza tym, zostawiłbym nie tylko ją. - Twarz blondyna zaczęła nabierać rumieńców. 
- Jak to nie tylko ją? Chcesz mi powiedzieć, że jest w ciąży? - Otworzyłem szeroko oczy, jednak to co usłyszałem, kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Nie, no co ty? Od tych trzech dni nie mogę się na niczym skupić. Wszystko, co razem robiliśmy wraca z każdą minutą spędzoną z Tobą. W nocy przez sen wypowiadam Twoje imię. Nie dość, że moja miłość do Susan osłabła, to ta cząstka we mnie, która zawsze Cię kochała wróciła. - Chłopak spuścił głowę w dół, a ja cały czas przyglądałem się jego ruchom. Kompletnie nie uwierzyłem w to, co przed chwilą usłyszałem. Wstałem z ławki, jednak gdy Damien to zobaczył złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nasze wargi praktycznie stykały się ze sobą. Czułem jego słodką woń na sobie. Moje ciało przeszyło miliony dreszczy, straciłem nad nim kontrolę. Najgorsze, a zarazem najlepsze stało się, gdy blondyn delikatnie wpił swoje usta w moje. Nie chciałem tego, ale jednocześnie tego pragnąłem. Chłopak całował mnie z taką ostrożnością, ale i tak namiętnie, że coś we mnie wybuchło. Ująłem go za policzki i pogłębiłem swoje pocałunki. Po chwili usłyszałem ciche łkanie dochodzące zza buku. Natychmiastowo oderwałem się od czerwonych ust Damiena. Nie wierzyłem własnym oczom. 
- Zayn, to nie tak. - Zacząłem biec za miłością mojego życia, jednak ten był ode mnie szybszy.

______________________________________________________________________


A JEDNAK WRÓCIŁEM :3
Nie wierzę swoim własnym oczom. Te ponad cztery tysiące wyświetleń są kompletnie oszałamiające. 
Coś mnie natchnęło do tego rozdziału i już nie mogę doczekać się, kiedy na blogu pojawi się następny. Obiecuję, że teraz więcej czasu będę poświęcał opowiadaniu i przynajmniej raz w tygodniu będzie pojawiać się rozdział.
Co do tego epizodu. Fabuła zaczęła się zagęszczać, ale to nie koniec moich pomysłów. Kolejny, 6 rozdział będzie się nazywać 'Sweet Revenge'. 
Zapraszam do komentowania i obserwowania mojego bloga, by być na bieżąco.
Pozdrawiam :3
Do usłyszenia Misiaki :* 

UPDATE: NOWY ROZDZIAŁ - 12 KOMENTARZY