czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 4: I Am In Misery.

- Damien? - Stanąłem wryty lustrując chłopaka wzrokiem od góry do dołu. - Co ty tu do cholery robisz?! - Krzyknąłem półtonem, by nie zbudzić reszty domowników.
- Lili, spokojnie. Przecież Cię nie zabiję. Choć w sumie czasami mam na to ochotę. - Uśmiechnął się szarmancko po czym rozsiadł się na moim fotelu stojącym obok biurka. Położył jedną nogę na drugiej i zaczął się we mnie wpatrywać jakbym był jakimś obrazkiem. Cholernie nie lubiłem tego uczucia więc czym prędzej odwróciłem głowę, aby nie spoglądać w oczy chłopaka.
- Mogę znać powód twojego wtargnięcia? Normalni ludzie po północy śpią. - Powiedziałem zirytowanym tonem w tym samym czasie kiedy położyłem się w łóżku.
- Ty do tych normalnych nigdy nie należałeś. - Ponownie uśmiechnął się tym swoim cwaniackim uśmieszkiem po czym zapalił lampkę. Wtedy zobaczyłem Damiena w pełnej okazałości. 
  Nie był już przesłodzonym nastolatkiem z grzywką a'la Bieber i chudymi jak patyki nogami. Teraz był krótkowłosym ciemnym blondynem, co mnie nieco zdziwiło, bo jego naturalny kolor włosów był bardzo ładny. No cóż, ludzie się zmieniają. Chłopak również urósł. Ostatni raz kiedy go widziałem mierzył jakieś 1.70 cm, a teraz był o głowę wyższy ode mnie. Nabrał również nieco masy i nie był wychudzonym patyczakiem, lecz dobrze zbudowanym mężczyzną. Właśnie, ma już chyba 22 lata. W każdym razie te 3 lata diametralnie go zmieniły, na dobre oczywiście. Następnie spojrzałem na jego twarz. Jawił się na niej trzydniowy zarost, uśmiechał się do mnie wystawiając swoje śnieżnobiałe zęby, a w jego ciemnoniebieskich oczach ujrzałem niewielkie iskierki.
- Skąd wiedziałeś, że jestem w Wolverhampton? - Spytałem cały czas lustrując chłopaka wzrokiem.
- Wyglądałem przez okno i zobaczyłem, że pali się u Ciebie światło, więc zgadłem, że przybyłeś odwiedzić stare śmieci. - Stwierdził z delikatnym uśmiechem na twarzy. 
- No jak widać. Wali się u mnie trochę, a tutaj zawszę mogę porozmyślać i mieć przynajmniej nieco spokoju. - Stwierdziłem delikatnym tonem, po czym westchnąłem głośno.
- No tak, słyszałem o wszystkim. Miałem przeczucie, że prędzej czy później się tu zjawisz. A tak a propos jutro masz zaproszenie na przyjęcie u mnie. Poznasz moją narzeczoną. - Spojrzał na mnie nie przestając się uśmiechać. W mojej głowie nagle coś wybuchło i wywaliłem oczy na Damiena.
- SŁUCHAM? NA RZE CZO NĄ? - Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. - Jak to, przecież, przecież... - Zabrakło mi słów. Nie mogłem z siebie niczego wydusić, więc spojrzałem na przyjaciela, który niedługo miał się znaleźć na ślubnym kobiercu. 
- Susan jest cudowna, naprawdę. Zakochałem się w niej na zabój, to kobieta mojego życia. - Zaczął opowiadać o wybrance swojego serca z pasją w głosie. 
- Czekaj czek czek. - Przerwałem chłopakowi. - Ale ty jesteś gejem, przecież byłeś w związkach jedynie z chłopcami. Susan? Damien, co się z Tobą stało?
- Liam, za cholerę nie wiem. Też myślałem, że mogę kochać jedynie chłopców. Gdybyś nie zaczął swojej kariery, zapewne bylibyśmy teraz razem i dobrze o tym wiesz. Ale po twoim wyjeździe wprowadziła się tu Susan, zaczęliśmy się spotykać i zaczęło iskrzyć między nami. I trzy miesiące temu oświadczyłem się jej. - Chłopak ponownie się uśmiechnął, wyraźnie szczęśliwy z wynikłej sytuacji. Znałem go już dobre 10 lat i mimo burzliwego związku był moim przyjacielem. Wstałem z łóżka i podszedłem do chłopaka. Ten jak na polecenie wstał, a ja objąłem go czułym uściskiem. Po minucie odsunąłem się od Damiena i usiadłem naprzeciw niego. 
- Zaskoczyłeś mnie trochę, serio. Nie spodziewałem się tego, kompletnie. Ale cóż, życzę Ci szczęścia z tą Susan. Oczywiście czuję się zaproszony na ślub. - Uśmiechnąłem się delikatnie po czym zacząłem się śmiać.
- Jak najbardziej. W sumie nawet nie mam drużby, więc jeśli chciałbyś... to wiesz. - Spojrzał na mnie błagającym wzrokiem, któremu nie umiałem się oprzeć. 
- Jeszcze się zastanowię. - Nie dałem po sobie poznać, że uległem chłopakowi. Ten spojrzał na mnie ponownie, a ja całkowicie się poddałem.
- No dobrze, dobrze. Zostanę Twoim drużbą. - Uśmiechnąłem się jeszcze raz i przytuliłem chłopaka do siebie.
- Jest jeszcze jedna sprawa. - Zaczął jakby nieco przestraszony. - Bo Susie nie wie o mojej przeszłości, nie wie o tym, że byłem w związkach z chłopakami. No i chciałbym, żeby przynajmniej na razie tak zostało, więc możesz mi obiecać, że się nie wygadasz? - Spojrzałem w jego oczy. Na początku byłem nieco zdziwiony, lecz po chwili przetworzyłem sobie wszystko w myślach.
- Pewnie, że się nie wygadam, ale prędzej czy później powinieneś jej o tym powiedzieć. Wiesz, potem mogą z tego wszystkiego wyniknąć nieprzyjemności. - Powiedziałem poważnym tonem nie spuszczając wzroku z chłopaka.
- Wiem, wiem. Ale na razie nie chcę, żeby o tym wiedziała. Powiem jej po ślubie. - Chłopak spuścił głowę w dół.
- Zrobisz jak zechcesz. - Uśmiechnąłem się. Chciałem być wsparciem dla chłopaka.
- Dzięki Li. - Powiedział wstając z fotela. - Ja już idę, spotykamy się jutro... W sumie to dzisiaj. Więc o 16 u mnie. Papa. - Damien puścił mi oczko i subtelnie zatrzasnął za sobą drzwi. 
  Powróciłem do swojej poprzedniej pozycji i teraz wpatrywałem się w sufit. Na moment zamknąłem oczy, lecz to wystarczyło bym odpłynął w objęcia Morfeusza. 

~ * ~

- Cholera no, Damien. Odstaw mnie na miejsce! - Krzyknąłem zbulwersowany i zacząłem się wyrywać chłopakowi. Choć był bardzo chudy miał dużo siły, co zawsze mnie dziwiło.
- Nie odstawię, bo mi gdzieś uciekniesz i nie będę miał kogo całować. Więc siedź cicho i chodź. - Przytkał mi usta dłonią bym nie mógł już nic powiedzieć. Próbowałem go ugryźć w środkowego palca, lecz moje próby zdały się na nic. Damien otworzył drzwi do swojego pokoju i rzucił mnie na łóżko. Szybkim ruchem ręki zatrzasnął je i zamknął na kluczyk. Po chwili siedział już na moim brzuchu.
- Tak jak już mówiłem, nie puszczę Cię bo mi uciekniesz. - Ta sztuczna minka, kiedy udawał że jest smutny działała na mnie na jakiś sposób. I choć wiedziałem, że udaje to zawsze robiło mi się go szkoda. Niespodziewanie chłopak namiętnie musnął moje usta wtykając język pomiędzy moje wargi. Robił to tak subtelnie, że praktycznie tego nie czułem. Po chwili zszedł z mojego brzucha i położył się naprzeciw mnie nie odrywając swoich ust. Z czasem Damien pogłębił pocałunek czyniąc go bardziej namiętnym. W akcie podniecenia splątałem nasze nogi i przysunąłem ciało do ciała chłopaka tak, że klatką piersiową dotykałem jego klatki piersiowej. Objąłem chłopaka wokół szyi i zacząłem wymieniać z nim serię kolejnych czułych pocałunków. Od środka zaczynałem wybuchać. Chłopak sprawiał, że z każdym kolejnym gestem coraz bardziej się w nim zakochiwałem. Na moment Dam oderwał się od moich ust.
- Kocham Cię Liam. Nikogo nie kochałem tak jak Ciebie. Jeju, tak bardzo się cieszę, że Cię mam. - Uśmiechnął się ponownie muskając moje wilgotne usta.
- Też Cię kocham Misiu. - Wtuliłem się w jego ciało obracając się do niego plecami. Objął mnie w pasie i zaczął muskać po szyi sprawiając, że ciśnienie rosło mi w spodniach. Jedna ręka chłopaka powędrowała właśnie w tamto miejsce. Odruchowo się wzdrygnąłem i zaczerwieniłem. Damien zaśmiał się bezgłośnie i szepnął mi do ucha.
- O, twój Potworek się obudził. - Zamruczał, co sprawiło że jeszcze bardziej się podnieciłem. Nagle poczułem, że przyrodzenie chłopaka również twardnieje.
- Oh, twój Frycek też nie próżnuje. - Zaśmiałem się cicho, a Dam przygryzł delikatnie płatek mojego ucha. Na zewnątrz zrobiło się ciemno, a mi zachciało się spać. Ziewnąłem głęboko na co od razu zareagował chłopak. Zdjął ze mnie koszulkę i okrył mnie kołdrą.
- Śpij Słońce. - Po raz kolejny ucałował moją szyję. Położyłem głowę obok jego klatki piersiowej i zamknąłem oczy. - Dobranoc Kochanie.
- Dobranoc. - Damien zaczął delikatnie przeczesywać moje włosy.

~ * ~ 


Obudziły mnie wdzierające się przez okno promyki słońca. Obróciłem się plecami w stronę okna i włożyłem głowę pod poduszkę, lecz nie było mi dane już zasnąć. Powoli zacząłem podnosić się z łóżka. Odruchowo spojrzałem na zegarek znajdujący się na etażerce. Na elektronicznym ekraniku widniała godzina 13.07. Przeciągnąłem się jeszcze unosząc ręce ku górze, głęboko ziewając. Zszedłem bezszelestnie z piętra. Na dole Ruth oglądała już jakiś serial. Podszedłem do niej od tyłu i przytuliłem ją delikatnie.
- Czeeść. - Powiedziałem jeszcze nieco zaspanym głosem.
- No witam śpiąca królewno. - Siostra zaśmiała się cicho, po czym odwróciła swój wzrok z telewizora na mnie. - Kto był u Ciebie wczoraj w nocy? - Spytała.
- Damien. - Odpowiedziałem krótko. Siostra spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami i otworzyła buzię. - No już, zamykaj buźkę bo ci zaraz mucha wleci. - Uśmiechnąłem się ukazując swoje uzębienie.
- Damien? Damien LaMontagne? - Siostra wciąż była zdziwiona. - Ten gówniarz nawet mi nie powie Cześć w warzywniaku. - W odpowiedzi wzruszyłem jedynie ramionami. - Jak on tu w ogóle wszedł?
- Pewnie nie zamknęłaś drzwi na klucz. - Zaśmiałem się bezgłośnie, a siostra walnęła mnie z otwartej ręki w tył głowy. - Auć. Bolało.
- Miało boleć. - Stwierdziła z zarozumiałym uśmieszkiem. - No i jak było? - Jej ton stał się łagodniejszy. Usiadła na skraju kanapy i zaczęła się we mnie wpatrywać, co de facto doprowadzało mnie do szewskiej pasji.
- Jak było, jak było? Normalnie, pogadaliśmy trochę i dzisiaj znowu się spotykamy. - Powiedziałem siadając obok starszej siostry, a ta znowu zaczęła się wpatrywać we mnie tym wzrokiem, którego szczerze nienawidziłem. - Spokojnie, do niczego nie dojdzie. Ja mam Zayna, a on narzeczoną. 
  Ruth wcinała właśnie jogurt sojowy. Gdy wypowiedziałem ostatnie słowo ta część, którą jadła znalazła się na moich bokserkach. Dziewczyna zaczęła się krztusić, więc zacząłem klepać ją po plecach. Po jakiejś minucie siostra doszła do siebie. Szybko poszła do kuchni po jakąś ścierkę, którą wytarła ów jogurt. Po chwili zaczęła:
- Jak to narzeczoną? To przecież była Twoja wielka miłość. Ej, wałujesz młody. - Uśmiechnęła się cwaniacko, myśląc, że na prawdę ją oszukuję. Przybrałem poważną minę, a ona pokręciła głową z niedowierzaniem. - Cholera, niemożliwe. Jeszcze pamiętam jak latałeś szczęśliwy i całowaliście się pod jabłonią. No i baraszkowaliście w piwnicy... - Siostra nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem. Ja momentalnie stałem się czerwony na twarzy. Nie miałem pojęcia, że Ruth wie o moim pierwszym razie. Spuściłem głowę do dołu. W tym momencie chciałem się zapaść pod ziemię, lecz Ruttie miała z tego świetny ubaw. Niemal tarzała się po ziemi ze śmiechu. 
- Tak, śmiej się z biednego brata, proszę bardzo. - Na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. - Skąd o tym wiesz, no skąd? Przecież rodzice byli w pracy, a Ty z Nicole wyjechałyście na obóz. - Spojrzałem na siostrę z niedowierzającym wzrokiem.
- Otóż ja wróciłam wcześniej z obozu. - Zaczęła siostra. Rzeczywiście, było coś takiego, że Ruth wróciła o kilka dni wcześniej z powodu zatrucia pokarmowego. - Gdy weszłam do domu, wiedziałam, że tam będziesz. No ale zaczęłam Cię szukać i nie mogłam za cholerę znaleźć. Schodząc do piwnicy usłyszałam jęki. - Siostra znowu zaczęła się śmiać. Po opanowaniu się, które zajęło jej kolejne 10 minut kontynuowała. - Ujrzałam Damiena od tyłu i twoje nogi na jego ramionach. Uciekłam szybko i poszłam przenocować do Anny. - Nagle wszystko stało się jasne. Oparłem się o zagłówek znajdujący się za mną i złapałem się za głowę. Teraz to ja nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
- No dobra, i co z tego. - Ledwo opanowałem śmiech. - Byliśmy młodzi, cały świat przed nami. - Zdałem sobie sprawę, jak denny jest ten tekst i znowu zacząłem się śmiać. Po chwili dołączyła do mnie Ruth. Siedzieliśmy jeszcze z pół godziny w takiej rozluźnionej atmosferze, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że muszę niedługo iść na to nieszczęsne przyjęcie. Poinformowałem ją o nim i poszedłem do swojej łazienki odświeżyć się. Prysznic trał jakieś 15 minut, reszta toalety kolejnych 10. Założyłem bordową koszulę, czarne spodnie i brązowe conversy. Ubrany już powędrowałem do kuchni by coś przegryźć. W lodówce znalazłem przyrządzone wcześniej kanapki, które po chwili znalazły się w moim brzuchu. Spojrzałem na zegarek.
- Cholera, zaraz szesnasta. - Powiedziałem sam do siebie. Upiłem niewielki łyk soku i wyszedłem z domu. Droga do domu Damiena nie jest specjalnie skomplikowana, tak więc dojście nie zajęło mi więcej niż 10 minut. Będąc już na miejscu ujrzałem wychodzącą z domu znajomą blondynkę, która była wyraźnie zdenerwowana. Zatrzymałem ją jedną ręką, gdyż jej tempo chodu było zadziwiające. Już wiedziałem, że to Juliette.
- Ej, ej. Słońce, zatrzymaj się. - Zaśmiałem się cicho widzą przestraszoną twarz dziewczyny, która spoglądała na mnie spod byczka. - Nie poznajesz mnie? - Uśmiechnąłem się rozbawiony sytuacją. Nagle na twarzy Jul pojawił się szczery uśmiech. Objęła mnie mocno i wycałowała jak jeszcze nigdy. 
- Liam. Liam Payne. - Z jej buźki nie schodził uśmiech. - Damien dzisiaj wspominał, że masz wpaść. Szkoda, że ja już muszę iść. - Dziewczyna widocznie posmutniała. 
  Ostatnio gdy ją widziałem była niziutka, nosiła aparat na zębach i miała długie, falowane i krukoczarne włosy. Przez dwa lata zdążyła się diametralnie zmienić. Teraz była blondynką mojego wzrostu, z śnieżnobiałym uśmiechem. 
- Czemu już idziesz? - Spytałem dociekliwie.
- Jakoś nie mam ochoty spędzać czasu w towarzystwie Susan. Uważaj na nią. - Przestrzegła mnie dziewczyna. Na wychodne rzuciła: Papa. Do zobaczenia innym razem. i wysłała mi buziaka. Po krótkiej konwersacji przekroczyłem próg domu. Było tam mnóstwo ludzi w moim wieku. Na wprost stał Damien, który zabawiał czterech starszych mężczyzn, lecz gdy mnie zobaczył przeprosił panów i powędrował w moją stronę. Stanął naprzeciw mnie i uścisnął mnie mocno.
- Już myślałem, że nie zaszczycisz nas swoją obecnością, Gwiazdeczko. - Zaśmiał się, lecz momentalnie ucichł po kuksańcu, którego mu zafundowałem i ugodziłem go prosto w ramię. 
- Auć. - Chłopak zrobił smutną minkę, lecz po chwili znowu zaczął się uśmiechać. - Muszę Cię zapoznać z Susie. - Dam był wyraźnie podekscytowany.
- Szczerze mówiąc to też już się nie mogę doczekać. - Uśmiechnąłem się subtelnie. Damien otworzył drzwi od jadalni, w której większością gości były kobiety. W sumie nastolatki. Na całe szczęście chyba nie były fankami One Direction, bo nie spotkałem się z dzikimi piskami czy coś takiego. Podeszliśmy do sofy, która znajdowała się obok okna. Siedziały tam trzy młodziutkie dziewczyny: brunetka, blondynka i ognistowłosa piękność, która na jakiś sposób przyciągała wzrokiem. Zgadywałem, że to właśnie ona była narzeczoną Damiena. 
- To jest Susan - Chłopak wskazał na swoją wybrankę. - A to Liam. - Z uśmiechem wskazał na mnie. Uścisnąłem delikatnie niewielką dłoń dziewczyny, lecz ta przyciągnęła mnie do siebie i objęła delikatnie składając dwa całusy na policzku, które szybko odwzajemniłem. 
- Miło mi cię poznać. - Uśmiechnąłem się szczerze do dziewczyny, która odwzajemniła uśmiech.
- Mnie również, Damien dużo o Tobie opowiadał. - Powiedziała. Dziewczyna wydawała się bardzo miła i ciepła. W głowie jednak siedziały mi słowa Juliette, która powiedziała, żebym lepiej na nią uważał.
  Po chwili Dam ogłosił, że wszyscy przenoszą się do salonu. Za poleceniem pana domu wszyscy wyruszyliśmy do sporego salonu. Tam zaczęła się prawdziwa zabawa. DJ zaczął grać radiowe hity, większość ludzi zaczęła tańczyć w rytmie Ushera. Reszta ludzi zabrała się za alkohol, którego było wiele. Na początek wypiłem 2 piwa, tak zwaną dawkę taneczną. Jakaś brunetka wyciągnęła mnie na parkiet i przetańczyliśmy trzy piosenki. Potem wróciłem do baru, gdzie napiłem się z 6 kieliszków wódki. W głowie mi już wirowało, ale cały czas miałem świadomość co robię i co mówię. Po 22 ludzi ubyło i zostało już może 10, może 20 osób, które w większości upajały się alkoholem. Jedynie Susan i Damien nie byli jakoś szczególnie upici. Jakiś młody chłopak zaczął temat o przyszłych małżonkach. W pewnym momencie powiedziałem coś, czego zacząłem żałować od razu po wypowiedzeniu. Zdradziłem sekret mojego byłego chłopaka. Jeszcze w nocy przysięgałem, że nikomu o tym nie powiem. Po minucie uświadomiłem sobie co właśnie powiedziałem. Wszyscy obecni byli zdziwieni i szeptali lustrując Damiena wzrokiem. Wstałem z sofy i przestraszony wybiegłem w stronę wyjścia. Po wyjściu moje oczy od razu się zeszkliły. W przeciągu kilku sekund zacząłem już płakać. Payne, ty pieprznięty ćwoku. Nie biegłem szybko, gdyż mój organizm wysiadał po kilku głębszych. Nagle usłyszałem swoje imię. Obróciłem się i ujrzałem biegnącego w moją stronę chłopaka. Szykowałem się już na najgorsze, lecz Dam jedynie mnie uścisnął i wyszeptał mi do ucha:
- Liam, Liam. Już cicho. Nic się nie stało, po prostu nieco wyprzedziłeś mój plan. Ale to niczego nie zmienia. Porozmawiam jutro z Susan, będzie dobrze. Zobaczysz. - Uspokoił mnie tym nieco, jednak ciągle przerażała mnie myśl, że coś zepsułem. Ostatnio miałem do tego jakąś dziwną tendencję. 
- Powinieneś chyba już wracać. Jutro się odezwę.
Ze łzami w oczach odszedłem w stronę domu.


AAAAAAAAA. Prawie 1200 wyświetleń i 20 obserwatorów. Misie, jesteście cudowne *-*
Wczorajszego wieczora zacząłem to pisać i wymyśliłem fabułę na przynajmniej 20 kolejnych rozdziałów. Na pewno nie będzie tak różowo, jak mogliście myśleć. Z racji tego, że zaraz rozpoczyna się rok szkolny to pewnie będę więcej pisał, choć następny rozdział nie wiem kiedy napiszę kolejny rozdział. A ten dedykuję Madzi *-* Dziękuję za nagłówek i pomoc przy nowym wyglądzie. No i jeszcze dziękuję Kamili, która również pomogła <3
Właśnie, nowy wygląd. Widać jak to wszystko wygląda. Nowy nagłówek, nowy szablon. Dodałem zakładki z Bohaterami i takie tam :D Moim zdaniem teraz wygląda to o wiele lepiej. 
Do usłyszenia Misie <3

UPDATE: Nowy rozdział = 10 komentarzy :)

piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 3: I Hear Your Voice, It's Like An Angel Sighing.

  Obudziły mnie wdzierające się przez okno promyki słońca, które delikatnie raziły mnie po powiekach sprawiając, że widziałem jaskrawą czerwień, która jednak mnie oślepiała. Czas wstać - mówiłem sobie w głowie jednak ciało, a zwłaszcza nogi odmawiały posłuszeństwa. Odruchowo zasłoniłem oczy ręką i niezdarnie wstałem z łóżka, by od razu pójść zasłonić rolety. Zawsze było tak, że zamiast zasłaniać je na noc, ja robiłem to w dzień. No cóż, kwestia przyzwyczajenia. Pokój automatycznie stał się bardziej zacieniony, zabierając brązową barwę ze ścian, robiąc je bardziej wyblakłymi. 
  Spojrzałem na łóżko, w którym jeszcze spał Zayn. Śniadoskóry chłopak leżał na skraju łóżka, więc groził mu upadek. Jako ten 'najbardziej troskliwy' ostrożnie przesunąłem go na środek łóżka. Starałem się to robić z lekarską precyzją, lecz niestety nie udało mi się to.
- Y, c - c - ooo się dzieje? - Spytał zaspany Zayn. Oczy miał lekko otwarte i wyglądał jak Azjata z części dalekiego zachodu. Jego wygląd rozbawił mnie, co okazałem zabawnym uśmiechem na swojej twarzy. - Gdzie ja jestem? - Spytał z zauważalnym, aczkolwiek znikomym przerażeniem w głosie. Jednak gdy szerzej otworzył oczy jego kąciki ust powędrowały ku górze. Przetarł oczy, a jego uśmiech stał się szerszy, a policzki delikatnie się zarumieniły.
- Mogłeś mnie przenieść w nocy, pewnie chciałeś się porządnie wyspać. - Powiedział z widocznym strapieniem, co było widać po spuszczonej w dół głowie. 
  Ująłem chłopaka za podbródek. Byłem rozbawiony sytuacją, bo Zayn zachowywał się, jakby mnie nie znał. 
- Aleś ty głupi. Żeby mi było niewygodnie, to zapewne znalazłbyś się na tamtej kanapie. - Wzrokiem wskazałem trzyosobową sofę znajdującą się w rogu pokoju, na której znajdowały się rzeczy Zayna. - Ale nie znalazłeś się tam, więc już się nie zadręczaj. Wyspałem się, bo miałem się do kogo przytulić. - Uśmiechnąłem się ukazując szereg swoich zębów i wypuszczając powietrze z nosa. Spojrzałem na niego. Uniósł swoją głowę do góry i na jego twarzy ponownie znalazł się subtelny, ale nieśmiały uśmiech, który działał na mnie jak jakaś magia. Cały Zayn tak na mnie działał. 
  Czemu? Za cholerę nie wiem. Miał w sobie coś, co mnie pociągało. Co pociągało setki tysięcy, a nawet miliony fanek, fanów i nie tylko. Poza tym jego charakter. Jego osobowość również przyciągała jak magnes. Wszyscy mieli go za niegrzecznego chłopca z Bradford, którym w rzeczywistości nie był. Oczywiście miał w sobie niego cząstkę, lecz przy mnie zachowywał się zupełnie inaczej. Jakbym w jakiś sposób miał na niego wpływ. Z punktu widzenia przeciętnej fanki to byłoby niemożliwe. Że niby Bad Boi from Bradford ulega działaniu przyjaciela z zespołu? To jakieś kpiny?
- Trzeba będzie rozważyć częstsze nocowanie w Twoim łóżku. - Uśmiech chłopaka zmienił się diametralnie. Wpatrywał się we mnie z zadziornym wyrazem twarzy.
- To nie jest taki zły pomysł. - Zaśmiałem się bezgłośnie po czym wstałem z łóżka i pokierowałem się w stronę łazienki. - Pójdę pierwszy. - Wchodząc do łazienki posłałem w stronę Zayna zabawny uśmieszek. Wszystko mi nie zajęło więcej niż 10 minut. Przemyłem twarz i dłonie, umyłem zęby, użyłem antyperspirantu, uczesałem się i ubrałem. Wychodząc zauważyłem brązowookiego, który właśnie próbował posprzątać niewielki bałagan. 
- Możesz już iść. - Powiedziałem, zostawiając uchylone drzwi. Chłopak wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Ja w międzyczasie postanowiłem sprawdzić Twittera. Zalogowałem się i to co zobaczyłem... 
  Nie mogłem w to uwierzyć. Na moim profilu znalazły się zdjęcia z wczoraj, gdy byliśmy z Zaynem w parku. Były robione z daleka, jednak widniały na nich nasze sylwetki. Zdecydowana większość fanów uznała te zdjęcia za nieprawdziwe, jednak reszta uznała je za wiarygodne. Następny podział składał się również z dwóch grup: osób tolerancyjnych i homofobów. Niestety w tym wypadku tych drugich było o wiele więcej. Co niektóre komentarze mroziły krew w żyłach. Po przeczytaniu następnych zaczęło mi się kręcić w głowie, delikatnie opadłem na poduszki znajdujące się za mną. Puch znajdujący się w środku odpowiednio zamortyzował upadek. W nieruchomej pozycji przeleżałem jeszcze trzy minuty, a potem znowu spojrzałem w ekran laptopa. Przeczytałem następny z kolei komentarz użytkowniczki ObsesiveDirectioner:

O matko. Jak to możliwe? Przecież Zayn jest, czy tam był z Perrie, jeszcze tego samego dnia. A teraz? Do kurwy nędzy. Znalazł sobie pocieszenie w przyjacielu z zespołu szanownym Liamie Paynie? Sram na zespół pedałów, wypisuję się z tego. Od dzisiaj nie jestem Directionerką. Dziękuję panom Malikowi i Paynowi za zmarnowanie ośmiu miesięcy obsesyjnego fangirlingowania.*

  Komentarz był przerażający, ale to był dopiero początek. Tą dziewczynę można było uznać za nieszkodliwą. Przewijałem komentarze i zatrzymywałem się przy dłuższych, sensowniejszych wypowiedziach. Użytkownik Malik's'Wife:

O kurwa, dobrze co niektórzy mówili, że ten zespół  to same pedały. Niech giną, pierdolone skurwysyny!!!

  Zamarłem. Ta fala nienawiści skierowana w stronę moją i Zayna spowodowała, że nie chciało mi się żyć. Jedyne, o czym myślałem to cofnięcie czasu. Niestety rozwiązanie to było niemożliwe. Pomimo wielu homofobicznych komentarzy znalazły się i te pozytywne, które w jakiejś części podtrzymywały mnie na duchu. Przykładowo użytkowniczka zapmezayn napisała:

Po co komentujecie to całe zdarzenie? Dlaczego tak negatywnie? Kocham chłopaków już od dobrego roku, zmienili moje życie i cierpiałabym, gdyby oni cierpieli. A po waszych komentarzach na pewno cierpią, możecie być dumne. Jeżeli jesteście ich prawdziwymi fankami, to zrozumiecie, że miłości się nie wybiera. Ona sama przychodzi. Jeśli są gejami, mi to nie przeszkadza. Miłość to miłość, pod każdym względem. Liam, Zayn, trzymajcie się, jestem duchem z wami!

  Mimowolnie się uśmiechnąłem, jednak nie pozwoliło mi to zapomnieć o reszcie komentarzy.  Pod wpływem emocji wyciągnąłem z szafy moją walizkę, w którą zacząłem pakować ciuchy. Beznamiętnie rzucałem je do owej walizki by szybciej stąd wyjść. Postanowiłem jeszcze napisać karteczkę, na wszelki wypadek. Napisałem, że wyjeżdżam do Wolverhampton, że nie wiem ile tam będę i żeby mnie pod żadnym względem nie szukali. Wychodząc z pokoju słyszałem tylko Zayna śpiewającego Cough Syrup zespołu Young The Giant. Ze łzami w oczach wybiegłem z domu. Na szczęście nikogo nie było, więc nie musiałem się tłumaczyć z całego zajścia. Szybko po wyjściu znalazłem taksówkę, która dowiozła mnie na dworzec, z którego pojechałem do mojego miasta rodzinnego. Droga dłużyła się w nieskończoność przez deszcz, który delikatnie odbijał się o szyby pociągu. Poza tym w większej części jechaliśmy przez lasy, a te wyglądały tak samo. Wpatrywałem się w monotonny obrazek przez niecałe pięć godzin.
  Po wyjściu z pociągu od razu udałem się w stronę domu, od którego dzieliło mnie niecałe dwa kilometry. Od razu nasunąłem na głowę kaptur i spuściłem głowę w dół, gdyż chciałem uniknąć spotkania z naprzykrzającymi się fotoreporterami. Po dwudziestu minutach znalazłem się pod drzwiami niewielkiej kamiennicy, w której miałem przyjemność mieszkać przez całe 16 lat. Zapukałem do drzwi, a w nich ujrzałem zaskoczoną Ruth, która jeszcze mieszkała z rodzicami. Natychmiastowo się uśmiechnęła na co ja odpowiedziałem równie szczerym uśmiechem. Przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. Zapewne widziała już o wszystkim, gdyż jej uścisk był bardzo czuły. Poczułem gdy łza spływa mi po szyi.
- Nie płacz, Ruthy. Poradzę sobie, nie martw się. - Pocieszyłem siostrę. Znałem ją na pamięć, wiedziałem jak ją pocieszać. Spojrzałem na jej twarz. Uśmiechała się delikatnie. Pozostaliśmy więc jeszcze trochę w uścisku, a w końcu wszedłem do domu. Od mojego ostatniego pobytu praktycznie się nie zmienił. W salonie stała jedynie nowa lampa, reszta była na swoim miejscu.
- Gdzie rodzice? - Zapytałem siostry, gdy rozglądałem się po domu.
- Wyjechali na wakacje, wracają za 9 dni. - Odpowiedziała spokojnym tonem rozsiadając się na sofie stojącej przy dwupoziomowym oknie.
- W sumie lepiej. Pewnie by się martwili. - Stwierdziłem siadając obok siostry.
- No dobra, teraz opowiadaj co się dzieje. - Zignorowała moje pytanie, a ja byłem zmuszony opowiedzieć całą historię, która się wydarzyła wczoraj.
  Przez godzinę opowiedziałem historię mojej miłości, która trwa już od jakiś dwóch lat. Powiedziałem jej wszystko, od samego początku. Trochę się pośmialiśmy, trochę popłakaliśmy, jak to ja z Ruth. 
- Jestem zmęczony, chyba się położę. - Powiedziałem, a zaraz po tym głęboko ziewnąłem, a po moim ciele przeszedł miły dreszcz. Wstałem z kanapy i skierowałem się w stronę mojego pokoju znajdującego się na piętrze. Wziąłem jeszcze walizkę i wyruszyłem. Po chwili stałem przed drzwiami pokoju znajdującego się na samym końcu korytarza. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Znajdowało się tam jednoosobowe łóżko, komoda, wiszący telewizor, biurko i drzewko w doniczce. Pokój miał kolor piasku, a na ścianach znajdowały się plakaty przeróżnych zespołów. Wypakowałem ubrania, które wrzuciłem niedbale do komody i położyłem się na łóżku nie zdejmując z siebie ciuchów. Po kilku minutach bezcelowego wpatrywania się w sufit zasnąłem.

  Obudziło mnie stukanie w okno. Na początku nieco się przeraziłem, gdyż było grubo po północy, a ktoś walił niedojrzałymi mirabelkami w moje okno. Na początku pomyślałem o zawiedzionych fanach, lecz gdy ostrożnie podszedłem do okna ujrzałem męską sylwetkę. Przyglądając się owemu mężczyźnie ujrzałem w nim Damiena, moją dawną miłość. Zamurowany, ale zadowolony jednocześnie stanąłem w oknie, a chłopak po niecałych dwóch minutach stał już w moim pokoju.
- Witaj Liam. - Uśmiechnął się życzliwie.

AAAA. Tak, skończyłem w tym najmniej odpowiednim momencie. Jestem tu autorem, mogę robić co chcę, hahaha c:
Przyjemnie pisało mi się ten rozdział, choć długo. Co raz wracałem, ale nie miałem koncepcji, jednak od połowy rozdział sam się pisał. Mam nadzieję, że spełnia wasze oczekiwania :3
A właśnie. Mam już 16 obserwatorów i 700 wyświetleń bloga. To coś niesamowitego, cholernie się cieszę, że macie chęć czytać moje wypociny. 
4 rozdział postaram się napisać w przeciągu tygodnia, ale niczego nie obiecuję. Do zobaczenia Misie <3